wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział III


Stałam się kukłą, pociaganąc za sznurki śmierci.
~ Tsuhiko


Stłumiony okrzyk i brzdęk tłuczonego okna. Ostre odłamki szkła boleśnie wbiły się w moje ciało. Cicho syknęłam, kiedy z impędem uderzyłam w szybę. Rozbrzmiał głuchy trzask, po czym znalazłam się po za pomieszczeniem. Moje ciało przez chwilę dryfowało w powietrzu. Czułam krople deszczu na moich bladych policzkach i chłodny wiatr, który rozwiewał moje brązowe włosy.  Tuż obok usłyszałam szmer papierowych skrzydeł. Powiodłam wzrokiem za dźwiękiem, który nasilał się, obwieszczając, że przeciwnik się zbliża. Zmarszczyłam brwi, widząc nieprzenikniony wyraz twarzy kobiety. Stado origami przeleciało tuż obok mnie, wykonując w powietrzu piruety. W tym czasie zdążyłam się odwrócić, zwisając głową w dół. Dostrzegłam, iż motyle lecą w moją stronę. Nie czekając, wyjęłam z kabuny kunai z kartkami wybuchowymi i rzuciłam. Rozbrzmiał trzask, gdy papierki zderzyły się w moją bronią. Wybuchnął ogień, który strawił kilkanaście motyli, po czym szary dym zasłonił mi widok. Poczułam, iż moje ciało staję się ciężkie, a ja za nic nie potrafię go kontrolować. Spadałam.

-Kamishuriken* - krzyknęła moja prześladowczyni, a jej głos huczał mi w uszach.

Zadrżałam, gdy papierowe shurikeny wbiły się w moje ciało. Krzyknęłam z bólu, starając się zapanować nad narastającym strachem.  ' Nie powinnam tu przychodzić '. - pomyślałam, lecz na to było już za późno. Zauważyłam jak z ran ciekła krew, czerwona niczym wino. Zacisnęłam usta. Gorączkowo myślałam na wyjściem z tej opresji, bo jeżeli dalej tak pójdzie, zabije mnie. Odbiłam się od ściany budynku, nadal lecąc w dół. Papierowa broń świsnęła mi przy uchu. Ucieszyłam się, iż znowu nie oberwałam.

- To nie koniec. - szepnął mi Anioł.

Zdrętwiałam. Starając się oprzytomnieć,  wymyślić jakiś plan.
Moje dłonie bezwiednie spoczywały wzdłuż ciała, a sama ja pozostawałam pogrążona w własnym świecie. Myślenie przychodziło mi z trudem, a przed oczami migotały mi czerwone plamy. Stałam się  kukłą, pociąganą za sznurki śmierci. Przymknęłam oczy. Słyszałam melodię deszczu, tak cichą i niezrozumiałą dla mnie. Mimowolnie moja dłoń powędrowała do kabuny. Opuszkami palców, szukałam jakieś broni. Moja dłoń zacisnęła się na skrawku papieru, który cicho zaszeleścił. Uśmiechnęłam się blado. Spojrzałam w dół, widząc coraz wyraźniej zbliżającą się ziemię. Jeszcze tylko pięć metrów. Mocniej ścisnęłam kartkę wybuchową, którą wyciągnęłam ostrożnie z kabuny. Odwróciłam się gwałtownie do niebieskookiej, która spoglądała na mnie wrogo. Nie czekając przykleiłam notkę wybuchową do jej czoła, po czym odepchnęłam się od niej. Anioł zastygł bez ruchu, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Nastąpiła eksplozja, która rzuciła mną w pobliski budynek. Z jękiem zjechałam po chropowatej powierzchni ściany. Upadłam z głuchym łoskotem na podłoże. Wstałam chwiejąc się na nogach i spojrzałam w miejsce, gdzie ostatnio widziałam kobietę. Nie było jej. Lecz wiedziałam, że to dopiero początek. Rozejrzałam się uważnie po otoczeniu, szukając oznak życia. Nie zauważyłam nikogo, nawet wartownika, a przecież powinien być. To nie wróżyło nic dobrego. Pędem ruszyłam w stronę najbliższej uliczki. Biegłam. Serce kołatało mi w piersi, a oddech przyśpieszył gwałtownie. Po walce z Aniołem byłam trochę wyczerpana i przerażona. Wiedziałam, że jeśli tu dłużej zostanę zapewne Ona mnie złapię i zabiję. Układając plan, nie przewidziałam takiej ewentualności - że zostanę przyłapana, a powinnam ją uwzględnić. Teraz musiałam uciekać i to najdalej od Wioski Deszczu. Żołądek podszedł mi niemal do gardła, a do oczu cisnęły się łzy. ' Byłam głupia ' - myślałam. Jak mogłam zgodzić się na taką głupotę, wiedząc, że zostanie ona zauważona? Byłam zbyt duma, aby zrezygnować z tego zadania. Teraz będę musiała radzić sobie sama. Zatrzymałam się raptownie i przywarłam plecami do mury. Lekko wychyliłam się za rogu budynku, patrząc jak dwoje ninja patroluje ulicę. Ze zgrozą uświadomiłam sobie, iż szukają mnie. Przygryzłam lekko wargę. Czekałam cierpliwie, aż chunini sobie pójdą, tym samym będę miała wolną drogę. Rozmawiali, a minuty wlekły się niemiłosiernie. Wciąż spoglądałam za siebie, szukając wzrokiem żółtookiej. Byłam podenerwowana i zmęczona ucieczką. Z trwogą przyglądałam się mężczyzną, którzy wesoło ze sobą gawędzili. Miałam dość. Chciałam już wyjść z ukrycia, nie bacząc na to czy mnie złapią czy nie. Jeśli będę musiała walczyć to będę. Gdy kolejny raz spojrzałam na ulicę, shinobi już nie było. Odetchnęłam z ulgą. Nagle zamarłam, słysząc świst kartek. Jak sparaliżowana patrzyłam jak papierowe motyle przyklejając się do budynku i ziemi, gdzie stałam. Z otwartymi ustami, spoglądałam jak kartki przybierają normalny wygląd. Dostrzegłam, iż na każdej z nich jest wymalowany czarnym atramentem niewyraźny symbol. Moje oczy rozszerzyły się ze strachu, kiedy pojęłam co jest na nich wypisane. Motyli zaczęło przybywać, prawie oblepiając cały budynek. Jeden z nich przywarł do mojej nogi. Z okrzykiem przerażenia zerwałam kartkę i rzuciłam ją najdalej ode mnie. Po czym ruszyłam przed siebie. Za nim zdążyłam przekroczyć ulicę, nastąpił wybuch, tak potężny, iż targnął moim ciałem. Nie miałam siły, aby przeciwstawić się wiatru, który rzucił mną o szary budynek. Poleciałam, nabijając się na twardą konstrukcję. Jęknęłam,a z ust wypłynęła stróżka krwi. Kątem oka dostrzegłam jak moje ubranie się pali. Krzyknęła, lecz nie potrafiłam poskromić języków ognia. Powoli zatapiałam się w ciemności, która spowiła się wokół mnie. Niebo pociemniało, gdy z chmur zaczął padać deszcz. Osunęłam się na kolana, patrząc prosto w niebiesko skłon, gdzie dostrzegłam zarys świecących jasno gwiazd. Zamknęłam oczy i upadłam a wiatr i deszcz targały moim ciałem.



*



Drgnęłam, czując  kroplę wody spływającą po mojej brodzie. Zadrżałam lekko, gdyż ciecz była chłodna. Za nim otworzyłam oczy, nasłuchiwałam. Nie usłyszałam żadnego szmeru, tylko niezmąconą ciszą, która stawała się niedozniesienia. Otworzyłam powieki, spoglądając prosto w ciemność. Z mego gardła wydobył się jęk, kiedy poczułam silny ból w prawy ramieniu a także w całym ciele. Zwinęłam się w kłębek, mając nadzieję, że to wystarczy. Nie pomogło. Do moich nozdrzy dotarł odór spalenizny, po chwili sobie uświadomiłam, iż to moje ubranie wyzwala taki nieprzyjemny zapach. Przypomniałam sobie, za nim zemdlałam, iż moja spódnica płonęła. Przymknęłam oczy, chcąc wyrzucić niechciane wspomnienie. Spojrzałam w dal, jeśli ona była. Bo prócz mroku, nie dostrzegłam niczego innego. Przesunęłam dłonią po chropowatej nawierzchni, nadziewając się na ostry odłamek skały. Z sykiem, cofnęłam rękę, po które spłynęła stróżka, świeżej krwi.

- Obudziłaś się.

Zamarłam, słysząc niski głos mężczyzny. Z przerażeniem, wpatrywałam się przed siebie, chcąc dostrzec ów osobnika. W oddali zamajaczyła ciemna sylwetka. Cichy szelest płaszcza, przerwał ciszę. Przełknęłam głośno ślinę. Strach sparaliżował mną do głębi, ręce drżały i nie potrafiłam ich utrzymać przed sobą. Bałam się. Kto by w takiej chwili  nie bał się, wiedząc, że to może być koniec?

- Nie musisz się tak trząść.

Cichy złowrogi śmiech nieco skrzeczący należał do kogoś innego.

- Dobrze się spisałaś Konan. - Zamrugałam słysząc owe imię. A jednak Ona mnie złapała. - Powiedz mi, czemu zakradłaś się do mojej wierzy?

Proste pytanie, na które bałam się odpowiedzieć. Milczałam.

- Nie odpowiesz? Wiesz jaki czeka los...zdrajców?

Bawił się mną i zastraszał.  Byłam wyczerpana psychicznie i chciałam po prostu wrócić do domu, jednak to nie będzie możliwe.

- Bo... - zaczęłam, patrząc w okalające mnie ciemności.

Nagle zamarłam widząc leżące nieopodal mnie ciało. Drżałam na całym ciele, a wargi szeptały bezgłośne słowa. Powoli na czworaka przesuwałam się w stronę znaleziska. Serce ścisnęło mi się z żalu, widząc blond włosy Yukimaru, ułożone w nieładzie. Wyglądał jakby spał. Jego usta były lekko uchylone, a oczy zamknięte pod powiekami. Nie ruszał się. Cicho załkałam, a mym gardłem zawładną szloch.

-Jak..? - szepnęłam, zapominając, że nie jestem sama.

- Znaleziono go na pograniczu Ame. Nie żył. - ostry brutalny szept niebieskookiej uświadomił mi prawdę.

Nigdy nie pomyślałam, że będę aż tak słaba. W momencie, gdy ujrzałam  martwe ciało Narakiego coś we mnie pękło. Poczułam dziwne uczucie pustki, osamotnienia, które zawsze było we mnie. Nie odczuwałam go jednak tak dotkliwie jak teraz. Straciłam przyjaciela. Oddałabym wszystko, aby cofnąć czas i uchronić blondyna od śmierci. Żałuje, że go przezywałam, żałuje, że nie doceniałam. Poczułam jak po moich policzkach spływają słone łzy. Straciłam jedyną osobę, która była dla mnie ważna.

-Nie! - krzyknęłam przez łzy.

- Taka jest prawda, pogódź się z tym.

-Nie! - krzyknęłam głośniej.

Jak mam pogodzić się ze stratą Yukimaro? Jak mogłabym żyć, dalej wiedząc,  że go nigdy nie ujrzę? Jak? Nie wyobrażałam sobie. Z resztą czy przeżyję? Zaśmiałam się jak obłąkana. Przecież mnie zabiją, co nie?

- Myślałam, że to On mnie namówił do kradzieży tajnych zwojów. - przestraszyłam się swego głosu, który nie brzmiał jak ja. - On był jak gad, blada skóra i żółte oczy. - umilkłam, wspominając tą scenę, którą zapamiętam do końca życia. Jego oślizgła skóra, nadal czuję ten śluz.

- Dobrze. - powiedział mężczyzna, który stał w mroku.

Nie miałam tyle sił, aby spojrzeć na niego. Nie interesowało mnie to. Mój wzrok wpatrzony był w mojego przyjaciela.

- Zetsu, zajmij się nim.

Ciemna sylwetka poruszyła się w mroku. Mimowolnie patrzyłam jak osobnik podchodzi do blondyna. Nie ruszałam się tylko patrzyłam.  Po chwili mogłam dostrzec postać mężczyzny, który zbliżał się powoli. Był to stwór o biało czarnej twarzy, na której igrał uśmiech psychopaty. Jego oczy pozbawione źrenic, patrzyły na martwe ciało niemal z lubością. Wokół jego głowy wyrastały dwie pary szczypiec, wyglądem podobne do paszczy muchołapki. Jego ciało skrywało się za czarnym płaszczem w czerwone chmurki. Bez tchu patrzyłam na te monstrum. Kropelki potu spływały mi po skroni. Siedziałam jak sparaliżowana, patrząc jak Zetsu klęka i oblizuje wargi.

- Będzie smakowity.

Słysząc ostatnie słowa, zrozumiałam co zamierza. Oczy rozszerzyły mi się do granic możliwości, z których ciekły łzy. Wargi poruszały się bezwiednie.

-Nie! - krzyknęłam histerycznie i zemdlałam.


................................................

* Kamishuriken -  Atak shurikenami z papieru.

          

sobota, 14 lipca 2012

Rozdział II

Powinnam coś powiedzieć, nie zgodzić się, ale tylko kiwnęłam głową.

- Ok. Co to dla mnie. - mówiłam lekceważąco z odrazą wpatrując się w jego błyszczące ślepia.

W tym samym czasie usiłowałam zapanować nad strachem, który zawładnął mną,
po tym jak wypowiedziałam te słowa. Rozsądek nakazywał mi uciekać, lecz moje nogi jakby wrosły w ziemię. Stałam niczym słup soli i czekałam, Bóg wie na co. Naraki kiwnął głową jakby ta odpowiedź go usatysfakcjonowała. Niedbale schował ręce do kieszeni i patrzył na mnie.

- Świetnie. - odparł a w jego głosie usłyszałam kpinę. - Masz czas do jutra. - dodał.

Zaskoczona otworzyłam usta ze zdziwienia, słysząc owe słowa.
' Do jutra!? ' - pomyślałam. Nie to, że nie wierzyłam w swoje siły. Tylko nie miałam pojęcia, gdzie są te akta po za tym główny budynek był dobrze strzeżony. Jak mam więc wyrobić się w kilka minut, jeśli ta akcja wymaga więcej czasu?

- Chyba nie sprawi Ci to problemu? - spytała, lecz za nim zdążyłam odpowiedzieć, odwrócił się na pięcie i oddalił o kilka kroków.

- Ej! - krzyknęłam za nim.

Zatrzymał się raptownie i spojrzał na mnie przez ramię. Pasma jego blond włosów opadły bezwładnie na kościste ramiona.

- Czego?! - warknął, przeszywając mnie lodowatym spojrzeniem.

Za wszelką cenę, nie chciałam spuścić wzroku bo wtedy uznałby mnie za miernotę. A na to nie chciałam pozwolić.

- Skąd mam wiedzieć, gdzie te akt? - spytałam najspokojniej na świecie jakby chodziło o zwykłą błahą rzecz.

Milczał, po czym na jego usta wpełzł wredny uśmiech.
Czułam jak się czerwienie ze wstydu i zażenowania. Yukimaro sięgnął do kieszeni i wygrzebał z niej mały zwój, obracał go przez chwilę w palcach.

- Masz. - Rzucił mi zwój, który zwinie złapałam w prawą rękę. - Tam masz wszystko wyjaśnione. - dodał.

Zerknęłam na pergamin w biało czarny wzorze i czerwonym paskiem,
który przecinał go w wzdłuż. Chciałam się spytać skąd to ma, lecz gdy podniosłam wzrok blondyna już nie było.

- Poszedł.


***


Deszcz padał. Z nieba lały się hektolitry wody, a ja modliłam się,
aby nie zmoknąć do suchej nitki.  Stałam w cieniu domu, który znajdował się blisko Głównego Budynku. Niemal, że przyklejona do chropowatej powierzchni zlewałam się z tłem, przez co stałam się niewidoczna. Zmarszczyłam brwi widząc, iż przed budowlą ktoś stoi - wartownik, który stał w miejscu od dłuższego czasu. Mężczyzna o brązowy włosach przeciągnął się gwałtownie i ziewną, dając upust swojemu znudzeniu. ' Że też nie zasnął ' - pomyślałam z żalem. Wtedy łatwiej mogłabym wejść. Lecz na moje nieszczęście ninja dobrze się trzymał, choć niedługo powinien skończyć warte i iść w cholerę. Tak wynikało z informacji, które znajdowały się w zwoju. Z resztą nie tylko to znalazłam, był również plan budynku, wszystkie ewentualne wyjścia, dane wartowników.
Nie miałam pojęcia skąd to miał Naraki choć nie powinno mnie to interesować.
Mężczyzna poruszył się. Naprężyłam się, wpatrzona w niego. Analizowałam każdy jego ruch i czekałam, aż odejdzie na bezpieczną odległość i wtedy będę mogła się wślizgnąć do środka. Czas między zejściem a wejściem nowego strażnika trwa 15 sekund. Musiałam więc się pośpieszyć. Zmarszczyłam brwi, gdy facet zaczął drapać się po tyłku. Zażenowana pokręciłam głową.
Zaraz jednak powróciłam do obserwacji i z nie małą ulgą patrzyłam jak szatyn odchodzi.
Czekałam, aż całkiem zniknie mi z pola widzenia i wtedy będę mogła działać. Chciałam mieć pewność, że nie odwróci się za siebie i w tym czasie nie zobaczy mnie. Byłaby kicha, gdyby mnie nakrył. Nie powinnam o tym myśleć. Potrząsnęłam głową chcąc wywalić nie potrzebne myśli, które zaprzątały moją głowę. Spojrzałam się i wtedy był ten moment. Ninja zniknął za najbliższym zakrętem. Odkleiłam się od ściany i najciszej jak umiałam podbiegłam do budynku. Słyszałam stukot własnych butów, które dudniły o podłoże.
W wiosce panował spokój, który powoli udzielał się również i mnie.
Moje buty ślizgały się na mokrej ziemi, która zmieniła się w błoto. Chwila nieuwagi i poślizgnęłam się. Przez ułamek sekundy patrzyłam jak upadam w zwolnionym tempie. Zaraz jednak oprzytomniałam. Podparłam się na prawej dłoni po czym wykonałam saldo w powietrzu, lądując tuż przed drzwiami. Na moje usta wpełzł delikatny uśmiech. Spojrzałam na rękę, która była ubrudzona błotem. Zmarszczyłam brwi, widząc brązową maź. ' Fuj! ' - pomyślałam z odrazą.
Chciałam pozbyć się świństwa z mojej dłoni, kiedy usłyszałam kroki.
Ciche, lecz wyraźne na tle padającego deszczu. Znieruchomiałam, wpuszczając ze świtem dawkę świeżego powietrza. Osobnik zatrzymał się. Czy mnie usłyszał? Zerknęłam w stronę, gdzie ostatnio zniknął strażnik. Nikogo nie widziałam lecz nie miałam ochoty przekonać się, kto to jest. Nie wiele myśląc postąpiłam krok na przód i otworzyłam ciężkie, żelazne drzwi. Zamek ustąpił, ze zgrzytem pod naporem mojej siły. Musiałam nie źle się namęczyć, aby otworzyć wrota.
Wślizgnęłam się do środka i zamknęłam jej na powrót. Rozbrzmiał głuchy trzask.
Mogłam odetchnąć z ulgą. Oparłam się plecami o zimną ścianę i westchnęłam ciężko. Serce łomotało mi w piersi jakby miało za chwile wyskoczyć. ' Mało brakowało ' - przemknęło mi się przez myśl. Do moich uszu dobiegł szmer jakby coś ciężkiego upadło tuż przed drzwiami. Zamarłam. Delikatnie odwróciłam głowę w stronę drzwi. Niemal, że w swoim umyśle widziałam postać strażnika, który krążył obok wejścia. Miałam tylko nadzieję, że tu nie zajrzy. Odgłos kroków nasilił się.

Stuk, stuk, stuk.

Serce podeszło mi do gardła, kiedy ów mężczyzna zbliżała się w stronę budynku.
 ' Tylko nie to ' - pomyślałam, lekko przygryzając wargę. Nagle usłyszałam huk i potok przekleństw, który wydobył się z krtani ninja. Zaraz sobie uświadomiłam, iż shinobi musiał poślizgnąć i wpaść prosto do kałuży. Gdyby nie sytuacja w jakiej się znalazłam, pewnie bym parsknęłam śmiechem. Lecz powstrzymywałam się, tylko moje wargi wygięły się w szeroki uśmiech. Mężczyzna wstał, nadal przeklinając i oddalił się od budynku. Odetchnęłam z ulgą. Odwróciłam głowę i spojrzałam w stronę ciemnego korytarza, który prowadził w głąb budowli. Zerknąwszy jeszcze raz na drzwi, poszłam na przód, delikatnie stąpając po podłodze. Nie miałam ochoty zostać tu ani chwili dłużej.
Szłam pewnie, wspominając sobie plan budynku, który dobrze zapamiętałam.
Gdy dotarłam do pierwszego zakrętu, skręciłam w prawą stronę. Po czasie natknęłam się na schody, które prowadziły na górę. Zatrzymałam się i nasłuchiwałam. Nic. Zrobiłam pierwszy krok, po czym zaczęłam się wspinać wyżej. Nie wiem ile tak wędrowałam, a już zaczęły boleć mnie nogi. Zmarszczyłam brwi widząc malutkie okienka, przez które wpadało nikłe światło dnia. Pochmurne niebo przyczyniło się do tego, iż w budynku było ciemno jak w grobowcu. Nie było tu żadnych świec, pochodni. A sama bałam się zapalić choćby zapałkę żeby nie zostać nakrytą.
Dzielnie przemierzałam wąskie, drewniane schody, które skrzypiały cicho.
Zatrzymałam się na ostatnim stopniu i rozejrzałam się po małym korytarzu. Moim oczom ukazały się trzy pary drzwi. Niepewnie podeszłam do pierwszych z nich, jednak po chwili okazało się, że są zamknięte. Nie wiele myśląc podeszłam do drugich. Nacisnęłam na klamkę zbyt mocno przez co o mało nie wpadłam do pomieszczenia.
Jednak zdążyłam utrzymać równowagę. Odetchnęłam z ulgą i rozejrzałam się
po małym pomieszczeniu.  Do moich nozdrzy dotarł zapach stęchlizny. Zmarszczyłam nos, wchodząc głębiej do ciasnego pokoiku. Moim oczom ukazało się drewniane biurko, które widziało już lepsze lata swej świetności. Na jego blacie walały się papiery i zwoje, rozrzucone w nieładzie. Spojrzałam w bok, gdzie po prawe jak i lewej stronie stały półki, obszernie wypełnione papierzyskami. Niewielkie okno stanowiło tu jedyne źródło światła.
Podeszłam do stery papierów, które stały blisko biura i wzięłam kilka z nich.
Tumany kurzu wzbiły się w powietrze. Zaczerpnęła dawkę świeżego tlenu za nim szkodliwe pyłki kurzu zaatakowały moje nozdrza. Zakryłam rękom usta, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego posmaku odoru. Gdy kurz opadł a ja mogłam normalnie oddychać, zabrałam kilka papierów i włożyłam do kabuny wraz z dwoma zwojami.
' To powinno wystarczyć ' - pomyślałam.
Nie wiedziałam czy mają istotne informacje o przywódcy Ame, ale najpierw
chciałam się wywiedzieć po co są potrzebne Naraki'emu. Nie byłam pewna jego zamiarów. Dlatego muszę się dowiedzieć. Po za tym wystarczająco będzie pokazać kilka kartek i może przyjaciel mi uwierzy. Westchnęłam przeciągle. Tuż obok mojej głowy przeleciała karteczka, przypominająca motyla. Nagle zamarłam. Oczy rozszerzyły mi się z przerażenia. Odwróciłam się za siebie, dostrzegając stado latających motyli a wśród nich głowa Anioła. Patrzyła na mnie srogo, a od jej osoby bił chłód, który przeniknął mnie aż do kości.

- Intruz.

Rozdział I



Na pograniczu dwóch dróg tylko ta zła, wydaje się być właściwa.
~ by me


Od czego by tu zacząć? Hm....może od tego, że jestem idiotką?  Skończoną idiotką!
Jak mogłam być tak głupia?! Głupia, głupia, głupia....Ech i to przez moją nieinteligencje trafiłam w takie bagno! A tylko dlatego, że dałam się podejść jakiemuś frajerowi! ...ech...ale od początku bo już sama się pogubiłam. Zaczęło się to niedawno, zaledwie kilka dni temu.



Szłam sobie ulicą, a tuż obok mnie kroczył jak zawsze milczący Naraki.
Rozmawialiśmy to znaczy ja nawijałam  a ten tylko kiwał głową albo wydawał dźwięki przypominające ludzkie odgłosy. Nigdy go tak na dobrą sprawę nie rozumiałam i może w tym była przyczyna. Był to wysoki blondyn o sennym spojrzeniu. Jego oczy przypominały taflę wody, w której można byłoby się przejrzeć, nie dostrzegając  jednak żadnej głębi.

- Nie słuchasz mnie. - poskarżyłam się, nadymając policzki.

Yukimaro zaśmiał się chrypliwie i rozczochrał moje brązowe włosy, niszcząc mi
przy okazji fryzurę, którą tak długo dziś rano układałam. Chłopak przestał wykonywać tą czynność, widząc moją niezadowoloną minę.  Dałam mu sójkę w bok. Ninja się tego nie spodziewał, gdyż bujał w obłokach. To też zdezorientowany o mało co nie rozpłaszczył się na ziemi. Na (nie) szczęście szybko utrzymał równowagę i spojrzał na mnie wściekły.

- Co ty robisz? - warknął, masując sobie obolałe miejsce.

Przewróciłam oczami i lekceważąco machnęłam ręką.

- Oj na żartach się nie znasz.

- To był wyjątkowo nie udany żart - powiedział przez zaciśnięte zęby Naraki.

- Daj spokój! - Teraz to ja się zdenerwowałam. - Nie moja wina, że myślisz o niebieskich migdałach i olewasz mnie?! - prawie krzyknęłam zbulwersowana jego słowami.

Stanęliśmy na środku ulicy, mierząc się nienawistnym wzrokiem.
Yukimaru był ode mnie wyższy o głowę, dlatego musiałam spojrzeć do góry, aby napotkać jego wzrok. Blondyn nawet nie mrugnął, posyłając mi złowieszcze spojrzenia, a ja nie byłam mu dłużna.

- Gówniara!

No proszę! Jeszcze ten śmieć mnie obraża! No dobra jestem od niego trochę młodsza,
lecz nie czyni go to doroślejszym ode mnie, prawda?

- Palant!

Ha i to była prawda! Wszyscy go uważali za kretyna, tylko ja, nie wiem czemu,
jeszcze z nim rozmawiałam i go tolerowałam! Teraz już wiedziałam, że popełniłam błąd. Zauważyłam jak twarz chłopaka pociemniała, a oczy stały się czarne niemal jak węgle.

- Udowodnij to! - powiedział nagle, wywołując u mnie zdziwienie.

Jeszcze nie słyszałam u niego tak ostrego tonu głosu. To brzmiało jak rozkaz!
A ja nie zamierzam się podporządkowywać. Ludzie mijali nas, nieświadomi nadchodzącego konfliktu. Tu w Ame takie rzeczy były na porządku dziennym jeszcze w takiej dzielnicy, gdzie mieszkańcy to lumpy, menele, pijacy i dziwki.

- Co mam Ci udowodnić?! - odparłam, chcąc jak najszybciej odejść stąd. - Że jesteś głupi?

Naraki nie odpowiedział od razu, patrząc na mnie mściwym wzrokiem,
który sprawił, iż mimowolnie zadrżałam. Nagle zrobiło mi się przeraźliwie zimno. Choć słońce skryło się za chmurami, to jego brak nie spowodował obniżenia się temperatury. Tu jak wioska Ame ciągle pada deszcz, a słońce pozostaje za zasłoną ciemnych kolosów.

- Udowodnij mi... - przerwał na chwilę, zaczepiając łyk świeżego powietrza. -  Że zasługujesz na miano ninja.

W pierwszej chwili, chciałam się roześmiać. Naprawdę.
To nie byłby nieśmiały śmiech tylko głośny i donośny. Taki, że każdy na ulicy spojrzał by się na mnie. Ale nie zrobiłam tego. Z mego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Tylko moje oczy rozszerzyły się nieznacznie, z przerażenia? Tak bym to opisała.

- Udowodnij mi....

Nie wiedziałam, co zrobić. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji z wygranej.
Przełknęłam niemrawo ślinę i odpowiedziałam, choć wargi miała zdrętwiałe:

- Oczywiście, że Ci udowodnię.

Blondyn uśmiechnął się szeroko i uniósł wysoko dłonie, po czym uściskał mi rękę.
Poczułam obślizgłą, szorstką skórę niemal taką samą jak u gada. Przeszły mnie ciarki. To tak jakbym założyła pakt z diabłem.

- A więc, co mam zrobić? - spytałam, nie chcąc pokazać jak bardzo się boję.

Yukimaro uśmiechnął się szeroko. To był uśmiech psychopaty.
A oczy rozbłysły mu nowym, siarkowym światłem.  W niczym nie przypominał mi dawnego przyjaciela. Czy mogę go tak dalej nazywać?

- Musisz wykraść dokumenty dotyczące przywódcy Ame.

To się wkopałam!

Niebo bez gwiazd (ItaSaku)

Widziałeś kiedyś niebo bez gwiazd? Jest tak samo czarne jak twoje oczy.
Niczym otchłań bez dna, które zatapiam się każdego razu kiedy na nie patrze. No co? Czemu tak na mnie patrzysz? Przecież to prawda! Nie wierzysz? To spójrz. Pokazałam ręką w stronę niebiesko skłonu. Nie od razu odwróciłeś ode mnie wzroku, ale spojrzałeś. I co? Czyż to nie piękne? W odpowiedzi mruknąłeś ciche "Może".  Zamilkłeś. Czyżbym coś powiedziała nie tak? Zrozpaczona złapałam Cię za rękaw płaszcza i mocno ścisnęłam. Moja twarz była blisko twojej twarzy.

- Itachi ? - szepnęłam na tyle głośno abyś usłyszał.

Nie drgnąłeś. Zdenerwowana przybliżyłam się do Ciebie bliżej i spojrzałam na twe węglowe oczy.

- Itachi ?

W odpowiedzi uśmiechnąłeś się zadziornie i przygarnąłeś mnie do siebie. Usiadłam Tobie na kolanach a ty otuliłeś mnie szczelnie płaszczem.

- Jesteś okropny! - oburzyłam się się twoim zachowaniem.

Znów milczałeś. Pogładziłeś mnie lekko po policzku, sprawiając, iż moim ciałem przeszły dreszcze.

- Wisienko, nie chciałem.

Te słowa wystarczyły, abym ci przebaczyła. Swe dłonie splotłam na twoim karku i przylgnęłam do Ciebie.

- Itachi ?

- Hm ?

- Czemu nie możemy być razem? - spytałam niewinnym tonem.

Twoja twarz spochmurniała. Znów zbudowałeś wokół siebie niewidzialny mur, przez który tak długo się przedzierałam.

- Sakura.  - odparłeś patrząc daleko w dal, jakbyś mnie nie zauważał.

To boli.

- Dlaczego ? - szepnęłam niemal płacząc.

Widziałam jak próbujesz jakoś skleić słowa, które cisnęły się na usta.

- To nie jest proste.

- Dla mnie jest. - odpowiedziałam mimowolnie.

Zaśmiałeś się chrapliwie i lekko rozczochrałeś moje włosy.

-  Tak ale...byś miała przeze mnie kłopoty.

- I co z tego?!

Patrzyłam na Ciebie wzrokiem pokrzywdzonego dziecka, które nie dostało swej ulubionej zabawki.

- Sakura. Przecież wiesz, że jestem mordercą rangi S a także zbiegłym ninja z Konohy.

Powiedziałeś to, uśmiechając się przepraszająco. Nie wiesz jak te słowa mnie dobijały. Chciałabym, ażeby było  inaczej. Spuściłam wzrok, zasmucona.

- Hej. Wisienko nie płacz.

Kropelki łez spływały po moich policzkach i skapywały prosto na moją sukienkę. Jednym ruchem kciuka starłeś je i ucałowałeś miejsca, po których płynęły.

- Kocham Cię.

- Ja też cię Kocham.  - odpowiedziałeś.  - Ale teraz muszę iść.

- Już ? - spytałam smutna.

Wstałam z twoich kolan, abyś ty mógł również to uczynić. Staliśmy na przeciwko siebie, patrząc głęboko w oczy.

- Spotkamy się jeszcze? - spytałam z nadzieją.

- Pewnie, że tak.

Uśmiechnąłeś się i poszedłeś do mnie, całując prosto w usta.

- To żegnaj.

Otworzyłam oczy, ale Ciebie już nie było. Rozpłynąłeś się we mgle, pozostawiając po sobie wspomnienia. Niebo przybrało jaśniejszy kolor błękitu.

 ' Już brzask ' - pomyślałam.

Spojrzałam na wschodzącą kulę Słońca, która jaśniała na horyzoncie. Uśmiechnęłam się lekko. Przecież dziś znów nadejdzie noc a on znów do mnie przyjdzie. Odeszłam.

Nie ma nas (SasuSaku)

Nie ma nas.Dlaczego? Zniknęliśmy w otchłani bez dna, którą sami stworzyliśmy.
Nasze istnienie przestało się liczyć. Zniknęliśmy w odmętach czerni i hebanu. Porzuceni jak zabawki, które trafiają w zimny kąt. Bezwładne nasze ciała poruszają się w próżni i balansują na krawędzi życia i śmierci. Czemu musiało się tak stać? Bo byliśmy zbyt egoistyczni, aby zauważyć co z nami się stało? Nie liczyło się nic, prócz nas. Mnie i Ciebie. Ja sama, zbolała krążyłam po wiosce, wypatrując twoich śladów.Jak zabłąkana owieczka szukałam swego pasterza. Lecz nie odnalazłam drogi powrotnej do Ciebie. Ślad wszelki po Tobie zaginął. Szalałam z niepokoju, troski i zmartwienia, i zastanawiałam się gdzie się podziałeś. Płakałam i lamentowałam w samotności, czekając na jakikolwiek twój znak. Lecz nic takiego się nie stało. Jak dziś pamiętam nasze ostatnie pożegnanie.

Ciemna noc, spowita w zasłony z mgły i ten okrągły, mieniący się księżyc nad nami.
My dwoje,sami, stojący na przeciwko siebie i patrzący głęboko w oczy. Po moich policzkach spływały łzy, które starłeś niedbale kciukiem.

- Odchodzę...

Me serce bolało, gotowe rozsypać się na drobne kawałeczki. A ty? Czy choć trochę zależało Ci na mnie?

- Dlaczego?

Mój słaby szept dotarł do twych uszu. Przymknąłeś powieki tylko, aby potem patrzyć na mnie swym szkarłatnymi oczami.

- Bo muszę.

Tonie była odpowiedź jakiej oczekiwałam. Podeszła do Ciebie, szybko,nawet nie wiedząc co robię. Moje dłonie spoczęły na twoich, wychudłych ramionach.

- Dlaczego!?

Nie ruszyłeś się ani o cal. Nie drgnąłeś, a powinieneś! Spokojnie odpowiedziałeś.

- Aby zabić brata muszę stać się silniejszy, poświęcić coś.

Czy dobrze usłyszałam!? Chcesz poświęcić Nas, aby się zemścić na bracie?!Jesteś aż tak chorobliwie głupi,  czy nienawiść zamknęła Ci oczy?!

- Ale przecież, tu też możesz stać się silniejszy?!

Wykrzyknęłam z nadzieją, że go przekonam. Zatrzymam go przy sobie.

- Nie.

Jedna krótka odpowiedź pogrążyła mnie w gorszej rozpaczy.

- Nie.  Muszę odejść, aby stać się silniejszy.

Wychrypiał.Straciłam już wszystkie siły, nie mogłam go już dłużej  powstrzymywać.
Upadłam na kolana. Z mego gardła wydobył się cichy szloch,przypominający płacz skrzywdzonego dziecka. Zakryłam rękoma twarz, aby już dłużej na niego nie patrzyć. Wiedziałam, że kiedy odejdziesz moje życie nie będzie miało jakiegokolwiek sensu. Coś się wtedy skończy,pęknie a ja sama pozostanę w ciemnej próżni. Wtedy przyszła mi pewna szalona myśl do głowy. Spojrzałam na Ciebie, okrągłymi oczami, a ty nadal tam stałeś. Złapałam Cię za skrawek spodni.

- Zabierz mnie ze sobą.

Moja prośbą, spowodowała, iż zamarłeś w bezruchu a twoja twarz poszarzała.Tylko nie wiem z czego? Szoku,  bezradność czy gniewu?

-Zabierz mnie ze sobą.

Nic nie odpowiedziałeś. Twe oczy straciły kolor szkarłatu i były tak jak przedtem, czarne niczym noc.

-Proszę...

Błagałam, modląc się abyś się zgodził.

- Znasz konsekwencje?

Twoja wypowiedź mnie zszokowała, jak i również uszczęśliwiła. A jednak mnie kochasz! Uśmiechnęłam się w duchu.

- Tak.

Nie czekając na twoją pomoc, wstałam i odkleiłam się od Ciebie.

- Będziesz musiała radzić sobie sama.

- Wiem.

- Nie zawsze będę mógł Ci pomóc.

- Dam radę.

- Musisz stać się silniejsza.

- Taki mam zamiar.

I po co te zbędne pytania? Przecież wiesz, że zrobię wszystko, aby być z Tobą.

- Dobrze to chodź...

Poszliśmy, znikając razem w ciemnościach nocy.



I to nas zgubiło....nasz egoizm. Bo ja chciałabym być z Tobą, a ty zemną.
Nie myśleliśmy wtedy, że tak skończymy. Samotni, porzuceni i niechciani. Lecz szczerze miałam to gdzieś. Ważne,  że ty tam byłeś.Nawet, jeśli oznaczało by to nasz koniec. Powiedz mi czy żałujesz?

- Nie.

- Nadal mnie kochasz?

-Tak, a ty mnie?

- Oczywiście!

- A będziemy razem?

- Na zawsze, aż po grób.

- I takiej odpowiedzi oczekiwałam przez całe życie.

Hidan

Co czujesz patrząc mi głęboko w oczy? Czy widzisz ten złośliwy uśmiech igrający na ustach a może świdrujące oczka, które z satysfakcją wpatrują się w Ciebie? Pomyśl...Co byś zrobił na moim miejscu? Puściłbyś mnie? Tak po prostu, zapominając o całej sprawie? A może pozostawiłbyś mnie związanego sznurem do drzewa i rozkoszował się moją bezradnością? Czy znalazłbyś choć jeden pozytywny  plus w tym zajściu? A może nawet byś się uśmiechnął...głupkowato....? Ciesząc się z darowanych Ci chwil swego,  marnego życia. Hm....zastanówmy się...
Nie! Nie znalazłbyś się na moim miejscu. Bo to jak jestem oprawcą, tyranem i katem! To ja wyznaczam karę... To ja wszystkim kieruję...Tylko ja mogę bestialsko pastwić się nad Tobą, wymyślając różnorodne tortury. Raz tu a raz tam...Tnę Cię przejeżdżając ostrym narzędziem po skórze. To jak sztuka! A z twego ciała zrobiłem papier, na którym rysuje, maluje...heh....dobra zabawa. A ty co? Nie krzyczysz, nie jęczysz a nawet nie piśniesz!? Dlaczego kurwa, pytam się!?  Dlaczego? Dlaczego nie błagasz o litość, swym ochrypłym głosikiem? Nie wyrywasz się, chcąc mnie zabić. Czemu nie patrzysz na mnie tak jak najgorszego robala na tym świecie? Pozwalasz, aby bawił się tobą?  Hm?. No powiedz! Milczysz? Ha! A może ty się boisz? Klasnąłem w dłonie. Tak, boisz się mnie! A może nagle straciłeś głos i czucie w kończynach? No czemu nie odpowiesz? No weź przestań......! Zaczynasz mnie nudzić i to bardzo. Wiesz co? Jesteś wkurzający! Chciałem się z Tobą pobawić, ale jak nie reagujesz to....zabiję Cię. I to szybko, nawet nie poczujesz bólu....I po co zamykasz oczy, co? To i tak nic Ci nie pomoże. No weź przestań! Chyba nie będziesz tu mi ryczał.?! Człowieku, baba z Ciebie! Zachowaj choć ostatnie resztki godności.  Nie lamentuj bo mnie uszy bolą. No dobra, dobra....postaram się aby nie bolało. A może ostatnie słowo? Nie? Nie chcesz? No dobra  całkiem już straciłem ochotę zabicia Ciebie....naprawdę...
Ej ty żyjesz? Nawet nie zacząłem. Hm... Muszę naostrzyć sprzęt bo już się całkiem stępił...No i co? Będziesz tak siedział i patrzył jak Cię zabijam? Człowieku zlituj się! To miała być profesjonalna walka, a ty co?! Poddałeś się po minucie... żałosne....żałosne....ech.... Już jest późno a ja pierdole się z Tobą! Kakuzu będzie wściekły, że tak długo mnie nie ma.... Wiesz co?  Daruję Ci życie.... No, wreszcie na mnie spojrzałeś! Ha! A wiesz dlaczego? Kręcisz głową, nie wiesz? Ech......głupi jesteś, no głupszy ode mnie. Na szczęście. Jesteś słaby, tak żałośnie słaby, że gdybym się pochwalił, że zabiłem takiego młokosa to kumple by mnie wyśmiali! No weź! Kakuzu miałby o czym nawijać przez cały czas. Dlatego tego nie zrobię. Ech. Życie jest do dupy! No dobra ja się zbieram. Nara! Żebyś tylko wypierdzielił stąd za nim pojawi się mój partner....On nie zna litości... Nie. Już byś dawno leżał martwy na trawie i pustymi oczami wpatrywał się w błękit....Ale o czym ja pierdolę?!
Gdy spotkamy się następnym razem, zabije Cię....Pamiętaj.

Epilog

Gwar ludzkich okrzyków rozbrzmiewał w całym Kraju Ognia. Granatowłosa pokręciła głową, niedowierzająco, że może się ktoś tak drzeć. Stała ona nieopodal wejścia do stadionu, jedząc swe ulubione danie: mitarashi. Kątem oka obserwowała swego pobratymca z Wioski Piasku. Był to niewysoki mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu, w którym tliło się coś jeszcze. Kobieta upiła łyk gorącego napoju, po czym  odstawiła kubek na ziemi. Oblizała łapczywie usta, wciąż czując na nich smak potrawy. Odetchnęła głęboko, po czym spojrzała wysoko w niebo. Słońce górowało na niebiesko skłonie, posyłając swe ciepłe promienie. Odwróciła wzrok i spojrzała na wartownika.

- Możesz trochę odpocząć, teraz ja popilnuje! -  krzyknęła do niego, jednak jakby szatyn tego nie usłyszał.

Nadal stał w tej samej pozycji. Wzruszyła ramionami. ' Gbur ' - pomyślała. Odeszła kawałek. Prawą ręką dotknęła szyi, gdzie zostało przymocowane urządzenie komunikujące. Nacisnęłam lekko na guzik, po czym usłyszała charakterystyczny szum.

- I jak ? - spytała, obserwując najbliższe otoczenie.

- Sektor 5 pusty. Żadnych nieprzyjaciół. - zameldował ninja.

- Ok.

- Sektor 4. Nic. - oznajmił

- Sektor 3. Też nic.

- No dobrze. Zameldujcie się Ibikiemu. - odparła.

- Hai! - krzyknęli wszyscy trzej i zamilkli.

Wyłączyła urządzenie. W jej głowie kołatała się jedna myśl, która nie dawała jej spokoju. A chodzi tu o tego ninje z Oto, który to zapowiedział napad na Konohe. Ta wizja martwiła ją bardziej, niż sobie przypuszczała. Lecz nic nie zapowiadało takiej klęski. Więc, dlaczego ona się martwi? Dlaczego myśli, że Orochimaru jednak spróbuje wedrzeć się do Wioski Liścia? Zmarszczyła brwi i próbowała się uspokoić na tyle, aby racjonalnie myśleć. Nagle poczuła lekki wiaterek, który zaszeleścił liśćmi na drzewie. Mimowolnie odwróciła się, tym samym zauważając wroga, który czyhał za jej plecami. Szybko wyciągnęła z rękawa kunai i zablokowała ninja.

- Ktoś ty ? - spytała.

Jej wzrok powędrował na opaskę shinobi dostrzegając symbol dźwięku. Przygryzła wargę. Mogła się tego spodziewać. Kątem oka zauważyła szatyna stojącego u wejścia.

- Hej! Pomóż mi ! - krzyknęła w jego kierunku.

Lecz on ani drgnął. ' Co jest ? ' - pomyślała. Zamaskowany nieznajomy zaśmiał się ochryple.

- Nie pomoże Ci.

Zdezorientowana  Anko, znów popatrzyła na pobratymca. Zdziwiona patrzyła na ninja, którego oczy były dziwnie rozszerzone a z ust ciekła krew.

- Nie żyję. - oznajmił ninja z Oto - A ty zaraz dołączysz do niego.

Kobieta zmarszczyła brwi.

- Nie licz na to. - rzekła i odepchnęła mężczyznę, po czym wyciągnęła rękę w jego stronę.

- Węże cienia.

Wokół jej ręki zaczęły wić się węże, które wystrzeliły w mężczyznę. Ominął je bez trudu.

- Hm...a już myślałem, że Ciebie nie spotkam uczennico Mistrza Orochimaru.

Kobieta zmarszczyła brwi.

- Zamknij się ! - warknęła podirytowana.

Miała dość tego, że ciągle ją przyrównują do tego gada.

- On jest zwykłym szują! - krzyknęła.

Ninja z Oto spojrzał na nią przenikliwie, po czym wyciągnął katane za pleców. Ostrze zabłysło w słońcu.

- Pożałujesz ! - krzyknął i ruszył w jej stronę.

Granatowłosa uśmiechnęła się kpiąco, wyciągając przed siebie kunai.

- Zobaczymy. - warknęła i natarła na wroga.



***



Na stadionie panował chaos. Ninja walczyli między sobą, zbierając krwawe żniwo. Hokage z przerażoną miną, spoglądał na owe walki. Lecz najgorsze w tym wszystkim było, że shinobi z Suny walczyli przeciwko Konosze.

- Zdradzili nas. - szepnął.

Kątem oka zerknął na niewzruszonego Kage owej Wioski, który z nieukrytym zachwytem oglądał widowisko.

- Bawi Cię to? - spytał.

Mężczyzna drgnął i powoli odwrócił wzrok w stronę Sarutobiego. Szarowłosy spostrzegł dziwny błysk w oczach shinobi. Wstał on i zdjął kapelusz, odsłaniając swe prawdziwe oblicze. Oczom starca ukazała się tak dobrze uznana mu twarz balodskórego. Jego żółte oczy patrzyły na niego z wzgardą, a na ustach igrał uśmiech szaleńca. Oczy czarnookiego rozszerzyły się ze zdziwienia.

- Kopę lat Sensei. - Uśmiechnął się szeroko, po czym nastąpił wybuch.



***



Usłyszała donośny huk, który nią sparaliżował. Mimowolnie odwróciła się w stronę źródła wybuchu. Z trwogą przypuszczała, iż owy wybuch pochodził ze stadionu.

- Szlag! - krzyknęła, chciała szybko podążyć w stronę budynku, lecz przeciwnik ją ubiegł i  zagrodził drogę.

- A gdzie to?

Uderzył ją z kolana w brzuch, po czym dostała jeszcze raz w twarz. Upadła na plecy z jękiem. Zamaskowany ninja zaśmiał się i  ruszył na nią z kataną. Anko zrozumiała, co zamierza mężczyzna, szybko podniosła się i odskoczyła do tyłu. W miejscu gdzie leżała została wbita broń.

- I po co uciekasz ?

Przygryzła dolną wargę i zerknęła w stronę stadionu. ' Co tam się dzieje?! ' - myślała. Shinobi powiódł za nią wzrokiem.

- Powinnaś martwić się o siebie. - odparł i znów ruszył na nią.

Nie wiedziała, co zrobić. Nagle  znikąd pojawił się Ibiki, który jednym ruchem katany przeciął przeciwnika na pół. Mitarashi przez chwilę patrzyła na zmasakrowane ciało ninja z Oto, po czym przeniosła wzrok na Morino.

- Nie musisz dziękować. - rzekł pośpiesznie. - Idź zobacz co z Hokage a ja zajmę się resztą. - Pokiwała głową, gdyż nie była w stanie niczego powiedzieć.


Ruszyła biegiem w stronę budynku, modląc się, aby nic się nie stało. Nogi miała jak z waty, bojąc się najgorszego. Wbiegła do środka stadionu i zatrzymała się przy wejściu. Rozejrzała się uważnie po pobojowisku, wciąż trwały walki. Jej wzrok przykuła dwójka ludzi stojących na dachu. Nie wiele myśląc, pobiegła w tamtym kierunku. Zauważyła, że jeden z nich upadł. Wskoczyła na dach i podbiegła do leżącego starca. Z rosnącym przerażeniem zerknęła na czarnowłosego, który ledwo stał. Obok niego nagle pojawiło się czterech ninja.

- Idziemy Mistrzu? - spytała kobieta o czerwonych włosach.

- Tak.

Zniknęli. Granatowłosa podbiegła do Hokage i upadła na kolana. Dotknęła delikatnie jego szyi, sprawdzając puls. ' Jeszcze da się jego uratować ' - pomyślała. Chciała zbiec na dół i zawołać jakiegoś medycznego ninja, lecz uścisk na nadgarstku ją powstrzymał. Odwróciła się. Zamglone, czarne tęczówki Kage patrzyły na nią.

- To nic nie da. - wychrypiała.

Chciała zaprzeczyć. Jednak nic nie powiedziała.

- Przepraszam to moja wina. - nagle wypaliła, sprawiając, że starzec uśmiechnął się lekko.

- Nie. - pokręcił głową. - To moja wina, powinnam go zabić już wcześniej. - zakasłał, wypluwając sporą ilość krwi.

- Może...

- Nie... - pokręcił głową.

Czuła jak w jej oczach zbierają się łzy. Sama nie wiedziała dlaczego. Może z bezsilności?

- Nie płacz...  - usłyszała jego spokojny głos.

Zamknęła oczy, pozwalając spokojnie płynąć łzą.  Otworzyła oczy. Patrzyła jak oczy mężczyzny zamykają się. Gdyby powiedziała. Gdyby powiedziała...

-Nie! - pełen krzyk rozpaczy i bólu przeciął bezdźwięczną ciszę.

Epizode 2

Granatowłosa uniosła znacząco jedną brew, po czym roześmiała się chrapliwie, zwracając uwagę mężczyzn, którzy przebywali w pomieszczeniu.
'To jakiś żart ?!' - pomyślała kobieta.

- Czyżbyś się starzał Ibiki? - spytała żartobliwie, ocierając łzy z kąciku oczu.

Morino ani drgnął, a jego twarz lekko zaczerwieniła się od gniewu. Mitarashi uspokoiła się na tyle, aby móc racjonalnie pomyśleć, czego ów osobnik od niej chce.

- To jakiej pomocy ode mnie oczekujesz?

Usłyszała głośne westchnienie wydobywające się z gardła młodziaka.

- Muszę przesłuchać pewnego ninja...

Nie mogła się powstrzymać od lekkiego uśmiechu, który mężczyzna z blizną, zignorował. Podszedł do stołu, na którym leżało kilka kartek i wziął kilka i podał Anko. Kobieta przyjęła notatki i zerknęła na czarne litery, które zajmowały całą stronę papieru. Przeczytała jedną z nich i natrafiła na pewien fragment, który spowodował, iż przeczytała resztę informacji. Zaskoczona spojrzała na Ibikiego, podpierającego się o blat stołu.

- Co o tym sądzisz?

- Bardzo interesujące... - rzuciła po chwili.

- A najbardziej interesujące jest to, że on chcę rozmawiać tylko z Tobą. - zaakcentował ostatnie słowo i spod pół przymkniętych powiek, patrzył na nią uważnie.

Na chwilę zamarła, orientując się w sytuacji.

- A... - zaczęła, lecz Morino uciszył ją gestem ręki.

Po czym kiwnął na pozostałych shinobi, którzy pośpiesznie wyszli z sali i zamknęli za sobą drzwi.

- To jest ściśle tajne, nikt o tym nie może wiedzieć. - wyjaśnił, widząc jej pytające spojrzenie.

Kobieta podeszła do stołu i usiadła na drewnianym krześle o niewygodnej poręczy.

- Dlaczego chcę rozmawiać tylko ze mną? - wypaliła, kładąc kartki na stole i bacznie obserwując kolegę.

Mężczyzna milczał, co bardziej utwierdziło w przekonaniu kobietę, że coś jest nie tak. To co przeczytała nie było normalne, nawet nie chciała w to wierzyć. Z drugiej strony, czy to nie dziwne, że ów osobnik, wyśpiewał wszystko, o co go pytano i na koniec chciał porozmawiać z nią?!

- Nie wiem. - usłyszała, zdezorientowana zapomniała, o co nawet spytała.

Zacisnęła dłonie na blacie stołu i pustym wzrokiem patrzyła w przestrzeń.

- Gdzie on jest? - usłyszała, nie wiedząc, że to ona wypowiada te słowa.

Morino wskazał drzwi, które mieściły się na jego plecami.

- Chcesz tam iść? - spytał.

Nie wiedziała, co zrobić. Choć możliwe, że będzie to jedyna szansa, aby się dowiedzieć o planach Orochimaru. Mogła by to też być pułapka. Musi zaryzykować.

- Pójdę tam. - odparła i gwałtownie wstała z krzesła i szybkim krokiem skierowała się do drzwi.

- Zaczekaj! - zatrzymał ją Ibiki. - Możliwe, że to pułapka. ' Przecież wiem, głupku '. Chciała powiedzieć, lecz powstrzymała się.

- Wchodzę.

Położyła drżącą rękę na klamce i nacisnęła na nią lekko. Usłyszała szczęk otwieranego zamka, mocno pchnęła   drzwi i stanęła na progu pokoju. Do jej nozdrzy dotarł zapach stęchlizny i pleśni, która zalegała w kątach pokoju. Zniesmaczona rozejrzała się po obskurnym pomieszczeniu, które bardziej przypominało klatkę na zwierzęta niż pomieszczenia do przetrzymywania więźniów. Panujący tu mrok, uniemożliwiał jej zobaczenie czegokolwiek tym bardziej osobnika, z którym miała porozmawiać. Postąpiła krok na przód.

- Proszę dalej  Anko-sama. - usłyszała ochrypły głos, nawołujący ją z środka pomieszczenia.

Teraz dopiero zauważyła zapaloną świece, stojąca na małym, żelaznym stoliku i cień człowieka, kryjący się po drugiej jego stronie. Podeszła wolno do krzesła i usiadła na nim.

- Czekałem na Panią. - dodał po chwili mężczyzna. - Jak tam na misji?

Mocno walnęła pięścią w stół, chcąc pozbyć się negatywnych emocji. 'Skąd wiedział o misji?' przemknęło jej przez myśl. Nie zastanawiała się długo nad tym.

- Czego chcesz?! - warknęła.

Usłyszała śmiech gardłowy człowieka pozbawionego wszelkich skrupułów - psychopatę. Siedziała niewzruszona. Wiedziała, że nerwy tu nic nie pomogą, musi poczekać. Umilkł, pozostawiając po sobie echo śmiechu.

- Czego chce? Hm... - udawał, że się zastanawia, tym samym powodując, iż Anko zirytowała się.

Nie lubiła niepotrzebnie marnować czas.

- Bardziej bym powiedział, że ty coś chcesz ode mnie. - odparł chamsko.

Zauważyła w świetle świecy, że uśmiecha się zadziornie.

- To Ty chciałeś się ze mną widzieć?! - zauważyła, nie spuszczając z niego wzroku.

Wyjęła z kabuny kunai, który obracała zręcznie w palcach. Mężczyzna przestał się uśmiechać. Oparł swe łokcie na blacie stołu. Przez chwilę mignęła jej twarz nieznajomego.

- Widzę, że to Cię nie interesuje.

- Nie, to ty zaczynasz mnie nudzić. - odparła i rzuciła kunai, tuż obok mężczyzny i wbił się w ścianę za nim.

- Więc?

- Niecierpliwa jak zawsze, Mistrz Orochimaru miał rację.

- Coś powiedział?! - warknęła i zgromiła go wzrokiem.

Ninja zignorował jej spojrzenie.

- Przecież byłaś uczennicą naszego Mistrza, dlaczego się wypierasz?

' Nie wypieram się' chciała powiedzieć, lecz nie przeszło jej to przez usta. Jak mogła by powiedzieć, że ten Gad był jej mistrzem i ją wykorzystywał jako królika doświadczalnego? Czy takiego kogoś można nazywać mistrzem? Nie. Ona go nienawidziła. I bardzo by chciała, aby siedział za kratami, albo lepiej, żeby zdechł w straszliwych męczarniach.

- To chciałeś mi powiedzieć? - rzekła z jadem. - To już każdy wie, że Byłam jego uczennicą.

Mężczyzna nawet nie mrugnął, pozostawiając obojętny na wybuch złości Anko.

- Nie. - odparł po chwili. - Mam Ci przekazać wiadomość od mistrza Orochimaru.

Kobieta zastygła w bezruchu, słysząc owe słowa. Coś jej podpowiadało, że to może być podpucha, lecz była ciekawa, co Gad ma do niej do przekazania. Na jej ustach wpełzł lekki uśmiech, po czym wygodnie oparła się o poręcz krzesła, nie przejmując się smrodem, który przyprawiał ją o mdłości.

- Słucham.

Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i z pogardą patrzyła na faceta.

- Znasz na tyle mistrza Orochimaru, że powinnaś wiedzieć, że nie działa on bez zastanowienia, wszystko ma już ułożone od jakiegoś czasu. - rzekła i zamilkł na chwilkę, po czym znów kontynuował. - za miesiąc dokładnie, na początku 21 lipca Orochimaru zaatakuje wioskę i zbierze krwawe plony.

Mitarashi z mieszanymi uczuciami, słuchała postanowień Gada. Nigdy nie przypuszczała, że byłby do tego zdolny. Choć z drugiej strony nie była to nowość, jednak...Wstała gwałtownie, przewracając drewniane krzesło, które upadło z hukiem na betonową posadzkę. Z nadludzką siłą przyparła sługusa Orochimaru do ściany. Ninja ani drgnął, również nie próbował się uwolnić, z mocnego uścisku kobiety. Granatowłosa z gniewem spojrzała mu w świńskie zielone oczka.

- Co ty pieprzysz?! - krzyknęła, nie przejmując się, że Ibiki może usłyszeć jej słowa. -O czym ty pierdolisz!?

Nie mogła powstrzymać narastającej wściekłości, która tętniła jej w żyłach. To co powiedział, było jednym, wielkim kłamstwem. Mężczyzna nie ruszał się jakby stracił resztki tlenu w płuc, lecz nagle zaczął się śmiać. Z jego gardła wydobył się słaby rechot, który przerodził się z ochrypły, raniący uszy śmiech.

- To prawda! - spojrzał na nią jak obłąkany. - To prawda!

W tej jednej chwili, miała ochotę go uciszyć i to na wieki. Lecz szczęk otwieranych drzwi a potem mocny uścisk na ramieniu, przywrócił ją do rzeczywistości. Nadal trzymała sługusa Gada, który zwijał się ze śmiechu.

- Daj spokój. - usłyszała tuż przy uchu.

Zagryzła dolną wargę, aż poczuła smak własnej krwi na języku, po czym puściła mężczyznę.-Nie warto. Nie spojrzawszy na Morino wyszła szybko z pomieszczenia.

- Zajmijcie się nim! - rozkazał Jounin, swoim podwładnym, którzy złapali ninja za ręce i wykręcili je do tyłu.

Tym samym unieruchamiając mu kończyny. Wyprowadzili go z pokoju. Granatowłosa stała w kącie i rozmyślała. Wciąż w uszach słyszała śmiech ninja z Wioski Dźwięku. Nie wiedziała, co myśleć o tym co usłyszała. Nie chciała w to wierzyć. Ale dlaczego Orochimaru by ją ostrzegał? Przekazał co zrobi? Że zaatakuje wioskę. I zbierze krwawe plony...

-Anko? Coś powiedział?

Ibiki znalazł się przy niej. Spojrzała na niego

-Tak.



***



Postać w kapturze bezszelestnie przemierzała ciemne korytarze kryjówki. Niemal, że sunął po ślizgiem podłodze, wyłożonej kamiennymi płytami. Szedł on szybko, nie zatrzymując się przed żadnymi drzwiami, które mijał.  Mdłe światła świec oświetlały drogę poprzez czeluści mroku. Mężczyzna zatrzymał się przed pomieszczeniem, gdzie drzwi był otwarte na szerz. Wszedł do środka i zamknął je za sobą.

- Kabuto, zrobiłeś nie małe zamieszanie. - usłyszał ochrypły głos Orochimaru.

Yakushi zsunął kaptur z głowy, ukazując tym samym swoją twarz.

- Nie chciałem. - odparł i zdjął płaszcz z ramion i położył go na krześle. - Ale pewnie nikt się nie domyśli. - rzekł spokojnie i podszedł do dużego, mosiężnego stołu, stojącego blisko ściany.

Brunet leżał w łóżku i ukradkiem patrzył na swego podwładnego, który zajął się przygotowaniem naparu.

- Możliwe, że Trzeci się domyśla. - wyszeptał.

Szarowłosy na chwilę znieruchomiał, lecz po chwili odwrócił się i podszedł do Gada wręczając mu kubek z naparem. Żółtooki wziął do ręki naczynie i spojrzał na zielonkawy płyn w środku.

- Możliwe. - odparł. - Ale zapewne nikomu o tym nie powie.

Kabuto uśmiechnął się lekko. Orochimaru przymknął oczy i upił łyk gorzkawej substancji.

- Mam nadzieję, że Naraki przesłał wiadomość.

Czarnooki spojrzał na niego zaskoczony.

- Jednak to zrobiłeś? - powiedział głucho. - Po co? - dopytywał się.

- Nie martw się, pewnie wszyscy uznają to za żart. Bo kto by zdradził, że planuje atak na wioskę?

Yakushi rozluźnił się i spoczął na krześle, blisko łóżka mentora.

- Masz rację.

Prolog

- Mikado. - szepnęła granatowłosa, uważnie śledząc najbliższe otoczenie.

Jej przenikliwy wzrok zatrzymał się  na wgłębieniu w ziemi, gdzie dostrzegła zarys schodów, prowadzących głęboko w dół. Zmarszczył brwi, słysząc mamrotanie jednego z juninów i ciche przekleństwo drugiego towarzysza.

- Co jest? - warknęła, nie odwracając wzroku od padołu, gdzie jak przypuszczała, zaszył się Gad wraz ze swoimi sługusami.

Kolejna wiązka przekleństw, sprawiła, iż 'oderwała' oczy i spojrzała zirytowana na ninja z Klanu Hyuga.
- Kurwa, co jest?! - niemal wrzasnęła, zapominając całkowicie o tym, że powinna zachować milczenie.

Białooki przerażony nagłym wybuchem Mitarashi, odsunął się od niej na bezpieczną odległość, wpadając przy okazji na wychudłego szatyna.

- Uważaj! - syknął tamten, odsuwając się od czarnowłosego i masując sobie obolałe ramię.

- Oboje jesteście beznadziejni! - pokręciła głową Anko. - A więc czego się dowiedziałeś?!

Mężczyzna połknął niemrawo ślinę i wskazała palcem w stronę kryjówki.

- Tam nikogo nie ma. - wychrypiał, czując jak w gardle rośnie mu gulda.

Kobieta z niedowierzaniem wpatrywała się w białookiego, chcąc pojąć sens słów, jakie wypowiedział. Jej twarz pociemniała, a rysy stały się bardziej widocznie. Usta zacinały się w wąską linię, po której spłynęła kropla szkarłatnej krwi.  Nagle wstała gwałtownie, sprawiając, iż kompani zastygli bez ruchu, czekając na dalszą reakcję przywódczyni. Z ust brązowooki wydobyły się siarczyste przekleństwa, które były skierowane do przebywających z nią shinobi a także sprawcę tej całej eskapady - Orochimaru.

- Ten sukinsyn.... - wściekła, walnęła pięścią w ziemię, tuż obok pobratymców, którzy kulili się ze strachu.

Wyprostowała się i wypuściła z usta cało powietrze jakie miała i na powrót go zaczerpnęła.

- Dobra. Trzeba to sprawdzić. - odparła i nakazała obu mężczyzną, aby udali się do kryjówki.

Ninja kiwnęli głowami i szybko przenieśli się bliżej nory, sprawdzając czy aby nikt nie wałęsa się po okolicy. Po czym na sygnał, podbiegli do schodów i rozejrzeli się. Czarnowłosy zeszedł bezgłośnie na dół po zrujnowanych stopniach i przywarł do ściany obok drzwi. Po chwili obok niego, po drugiej stronie żelaznych wrót, pojawił się Urui. Delikatnie ale stanowczo nacisnął za klamkę, lecz drzwi ani drgnęły. Zaczął szarpać uporczywie żelazny pręt, lecz klamką została mu w ręku. Wzruszył ramionami, wyrzucając kawał złomu.

- Nic z tego. - odparł.

Hyuuga podszedł i przejechał wierzchem dłoni, po chropowatej powierzchni drzwi.

- Nie widać, że były ostatnio używane.

Nagle oboje odskoczyli od otworu i znaleźli się przed kryjówką, która powoli została napełniona piachem. Nie pozostawiać śladu, po tym, że tu znajdował się jakiś otwór.

- Pułapka. - rzekł szatyn.

- Trochę za późno. - dodał Mikado.

- I jak? - usłyszeli za plecami kobiecy głos.

- Nic z tego, kryjówka została zasypana. - wyjaśnił Hyuuga pokazując na zwały piasku.

Mitarashi zmarszczyła brwi.

- To cwany gad... - szepnęła. - Nie ma co tu tak stać, wracamy do wioski! - oznajmiła i odwróciła się na pięcie.

Epizode 1


Słabe promienie słoneczne wpadały do niewielkiego pomieszczenia, gdzie na drewniany krześle spoczywała skulona postać starca. Sterta ciężkich dokumentów, leżała na biurku, zagracają je. W prawej dłoni trzymał plik zszarzałych papierów, które już dawno powinien przejrzeć, lecz z powodu braku czasu, nie zrobił tego. Z westchnieniem odłożył kartki na biurko i wziął kolejną ich porcje. Jego przenikliwy wzrok  zatrzymał się na jednym z sprawozdań, które zostało przygotowane przez zwiadowcę.



Nie daleko granic Wioski Liścia zauważono obcego mężczyznę, który podawał się za mieszkańca Konohy. Jeden z chuninów zadał mu kilka pytań, na które nieznajomy odpowiedział z podejrzaną precyzją. Zapytałem go więc o imię i nazwisko, lecz mężczyzna nie odpowiedział. Tak, więc nie przepuściliśmy go. Mężczyzna nagle zaatakował, lecz odparliśmy atak. Po chwili obcy ulotnił się i nie mogliśmy go ścigać, nie wiedząc, w którą stronę udał się podejrzany. Las w tej okolicy został dobrze sprawdzony, ale po obcym ani śladu. Nie dostaliśmy też żadnej wiadomości, aby ktoś w tym dniu przekroczył bramę Wioski. Nie ustalono dokładnych danych mężczyzny. Wiadomo jednak, iż z pod kaptura wystawały szarawe kosmyki włosów.



Kage odłożył kartkę na pokaźny stos makulatury, który piętrzył się niemiłosiernie. Sarutobi oparł się o fotel, rozmyślając o owym zapisku, który coraz bardziej go intrygował.
'Czyżby to Kabuto?' -  przemknęło mu przez myśl, po czym odwrócił się w stronę otwartego okna, gdzie miał dobry widok na Wioskę.

- Może się jednak mylę... - wyszeptał, nie odrywając wzroku od krajobrazu.

- Hokage!?

Jego spokój został nagle zakłócony, przez osobę, która z trzaskiem otworzyła drzwi i nie omieszkała się wydzierać na niego krzykliwym głosikiem.  Przestraszony, gwałtownie odwrócił się w stronę gościa, którym okazała się wściekła Anko. Przez chwilę poczuł ulgę, lecz widząc ogniki w oczach Mitarashi, przestał o tym myśleć. Przez otwarte drzwi wparował jeden z chuninów, który bynajmniej usłyszał dobiegający z pokoju hałas. Na widok kobiety zatrzymał się i pędem wyszedł z sali jakby go pies gonił.

- Jak tam misja? - spytał lekko, starając się zachować spokój, który go powoli opuszczał.

- Do bani! - warknęła i rzuciła na biurko plik dokumentów. - Gad uciekł. - dodała pośpiesznie.

Mężczyzna w skupieniu kiwnął głową. Nie była to zbyt dobra wiadomość, choć z drugiej strony, też nie taka ważna. Jeszcze od odejścia Orochimaru z wioski, nikt nigdy go nie schwytał a nawet nie trafił na jego ślad. Lecz nie powiedział tego głośno.

- Rozumiem. - rzekł tylko.

Granatowłosa spojrzała na niego spod pół przymkniętych powiek.

- Tylko tyle?

Nie wiedział, czego chciała konkretnie się dowiedzieć. Nie chciał jednak jej urazić, tym bardziej dołować.

- Tak.

Mitarashi zacisnęła mocno usta, aż wygięły się w cienką linię, lecz nic nie powiedziała. Odwróciła się na pięcie i skierowała do wyjścia.

- Zapomniałbym. - głos Kage zatrzymał ją. - Ibiki prosił, abyś do niego zajrzała.

Prychnęła cicho z pogardą i wyszła z pomieszczenia. Starzec patrzył w ślad za kobietą, aż nie zniknęła mu z oczu. Westchnął ciężko, wpatrując się w otwarte drzwi.

- Nawet nie zamknęła.

Podszedł do biurka i ręką sięgnął po raport, który sporządziła granatowłosa. Nagle zawiał silny wiatr (był przeciąg), który porwał wszystkie kartki z blatu biurka. Sarutobi z niedowierzaniem wpatrywał się w kartki, które latały po pomieszczeniu. Niektóre z nich wyleciały przez okno.

- Hanayaki! - krzyknął, starając się złapać dokumenty. - Ratuj!


Szła dumnie z uniesioną głową. Ludzie, których mijała wpatrywali się w nią z nie dowierzaniem lub lękiem. Uśmiechnęła się zadziornie do kilku meneli, którzy taksowali ją wzrokiem od góry do dołu. Nie przejmowała się nimi, nie byli dla niej godnymi przeciwnikami. Bo co niby mogli jej zrobić? Potrafią tylko stać z butelką w ręku.

- Zaśmiała się ochryple. - zwracając na siebie jeszcze większą uwagę, niż przypuszczała.

Zamilkła i skręciła w najbliższą uliczkę. Była zaniedbana i brudna, o czym świadczyły stare domostwa, które zapadały się pod ciężarem dachu. Usłyszała miauczenia kota i ujadanie psów. Po za nią, nikt nie kręcił się po tej okolicy. Nagle poczuła jak ktoś mocno chwyta ją za gardło i przycisną ją do siebie, tak, że nie mogła się ruszyć. Usłyszała tuż przy uchu nierówny oddech napastnika, po czym coś ostrego zawisło na szyi. Nie przejęła się tym. Stała i pustym wzrokiem wpatrywała się przed siebie.

- Bądź cicho. - usłyszał gardłowy głos. - To może nic ci się nie stanie.

Uśmiechnęła się zadziornie, rozbawiona głupotą mężczyzny.

- A teraz spokojnie pójdziemy.... - odparł i zabrał ostry nóż z jej gardła.

To był jego błąd. Błyskawicznie odwróciła się do napastnika i jednym, mocnym kopniakiem, powaliła go na kolana. Mężczyzna trzymał się za głowę i przeklinał pod jej adresem, po czym padł na ziemię. Anko z obrzydzeniem spojrzała na rabusia, na którym wisiały nędzne łachmany. Z daleka było od niego czuć alkoholem i brudem, zapewne nie mył się od tygodni. Podeszła do niego i kopnęła go tak, aby zobaczyć jego gębę porośnięta małymi włoskami, brudną i pomarszczoną. Odwróciła się na pięcie i powoli skierowała w  stronę budynku, mieszczącego się na skraju miasta, gdzie przetrzymywano więźniów i gdzie Ibiki 'wyciągał' z nich informację. Po protu ich torturował, całymi godzinami potrafi siedzieć przed skazańcem i powoli 'zabijać' jego psychikę. Nikt jeszcze nie wytrzymywał 'pieszczot' Morino, dlatego był taki nie zawody. Zaśmiała się cicho. Szła, nawet nie zatrzymując się przy wejściu, gdzie stało dwóch strażników. Przywitali się z nią skinieniem głową, zaś ona machnęła do nich  i wkroczyła do środka. Pierwsze co zauważyła to, że przy drzwiach stał młody jounin, który nerwowo pałętał się po korytarzu. Ze spuszczoną głową  i wzrokiem utkwionym w własnych butach, wyglądał na myśliciela, który zastanawiał się co tu robi  albo czy on to on.
'Nowy' - pomyślała.

Usłyszawszy skrzypnięcie drzwi, poderwał gwałtownie głowę do góry i spojrzał na Mitarashi.

-Już pani przyszła? - spytał zaskoczony, potem jego wzrok powędrował nieco niżej.

Chłopak oblał się rumieńcem, ale szybko się opanował.

- Ibiki-sama na panią czeka! - szybko wyjaśnił. - Idziemy! - dodał pośpiesznie i skierował się prosto korytarzem.

Kobieta z nieodgadnionym wyrazem twarzy, poszła za brunetem.

- Może wiesz, o co chodzi? - spytała, kiedy się z nim zrównała.

Mając nadzieję, że czegoś się dowie.

- Nie, nie wiem niestety, ale Ibiki-sama na pewno Pani powie.- rzekł i gwałtownie skręcił w lewą stronę.

Granatowłosa szybko powędrowała za nim. Na końcu owego korytarza znajdowały się żelazne drzwi, do których wyraźnie się kierowali. Niebieskooki zatrzymał się i stuknął w drzwi kilka razy, po chwili po drugiej stronie, ktoś również wystukał kod. Drzwi się otworzyły, wypuszczając chłodne fale powietrze.

- Wchodźcie. - usłyszeli i oboje wkroczyli w mroku.

Trochę minęło za nim przyzwyczaiła się do ciemności, gdzie jedynym źródłem światła była świeca stojąca na stoliku, bynajmniej tam myślała. Rozejrzała się po pomieszczeniu,  gdzie dostrzegła kilka sylwetek nieznanych ludzi.

- Pani Mitarashi-sama przyszła. - usłyszała swego przewodnika.

Odgłos przesuwanego krzesła mógł spowodować, gęsiom skórkę, lecz ona już się przyzwyczaiła do takich scenek.

- Wreszcie. - warknął podirytowany mężczyzna.

- Czego chcesz Ibiki?! - powiedziała na przywitanie, całkiem ignorując wcześniejszą wypowiedź.

Nagle mignęło światło i teraz mogła zobaczyć shinobi w czarnym, długim płaszczu z chustą na głowie, który z uporem się z nią wpatrywał.

- A może cieplejsze powitanie?

- Dopiero wróciłam z misji, a tym mi dupę zawracasz! - warknęła.

- Jak zawsze taka sama, nic się nie zmieniło.

- Ludzie tak łatwo się nie zmieniają. Więc czego chcesz?

- I dobrze. Potrzeba mi twoja pomoc.