czwartek, 4 października 2012

Seria II: Rozdział V


Pożegnania są trudne, a jeszcze trudniejsze poczucie pustki, które pozostaje po stracie bliskiej osoby.
~Tsuhiko

Podkład:
{http://www.youtube.com/watch?v=Lx52w6bTbgs}


Idę, wsłuchana w odgłosy swoich kroków. Gałęzie cicho chrzęściły, kiedy na nich stąpałam. Przymykam oczy, słysząc melodię zawodzącego wiatru. Otwieram oczy, wpatrując się w ścieżkę prowadzącą między drzewami. Rozglądam się, szukając oznak niebezpieczeństwa. Jednak nic takiego nie dostrzegam. Ninja z Ame mnie nie ścigają. Dlaczego? Lecz to jeden z najmniejszych mym problemów. Wzdycham, nie wiedząc co dalej począć. Opuściłam Wioskę to był impuls, lecz wiedziałam, że bym dłużej nie wytrzymała i tak bym musiała opuścić osadę. Teraz jednak nie wiedziałam, co dalej. Gdzie idę? Dokąd zmierzam? Nie wiedziałam. Zastanawiam się, lecz nie znam sensownej odpowiedzi. Cicho wzdycham, gdy wychodzę za linii drzew prosto na niewielką polanę. Zatrzymuje się i rozglądam. Zdziwiona rozdziawiam usta w niemym okrzyku widząc nieopodal budynek. Marszczę brwi. Niewiele myśląc kieruje się w stronę kamiennej budowli. Przybliżając się zauważam szyld wiszący nad drzwiami : U Maki'ego. Moje wargi lekko wyginają się w szyderczy uśmiech. ' Beznadziejna nazwa dla lokalu '. - myślę, lecz to pozostawiam dla siebie. Ściany ów budynku były pomalowana na brunatny kolor, który kojarzył mi się z błotem i innymi ohydztwami. Kręcę głową i pchnęłam drewniane drzwi, które cicho skrzypnęły pod wpływem mojej siły. Ten dźwięk niemal wdzierał się do moich uszu. Jednak niezrażona ohydnym wyglądem knajpki wkraczam do środka. Ledwie przekraczam  próg, gdy do moich nozdrzy dociera zapach papierosów i alkoholu. Niemal się krztuszę czując woń innych zapachów tak obrzydliwych, że zebrało mi się na wymioty. Powstrzymuje się jednak i dziarsko maszeruję przez pomieszczenie w poszukiwaniu wolnego stolika. Znajduje go, oddalonego od reszty na poboczu. Przepychając się przez grupkę pijanych ludzi, docieram do celu i siadam wygodnie na drewnianym krześle, które wydało z siebie przeciągły dźwięk. ' Czy wszystko tu jest zepsute '. - myślę. Lecz za nim wypowiadam to na głos, pojawia się przy mnie kelnerka. Była to dziewczyna o miodowych włosach i zielonych oczach, odziana w skromny strój i fartuch przywiązany na jej biodrach. Na jej twarzy igrał uśmiech a w tej samej chwili serce mi się krajało. 'Wszyscy są szczęśliwi tylko ja nie '. - pomyślałam.
        - Co podać? - pyta, trzymając w ręku notatnik.
    Marszczę brwi, po czym spoglądam na kartę dań, spoczywającą na stoliku. Biorę ją do ręki i patrzę na listę serwowanych potraw. Czytając, coraz bardziej brzydzi mnie to miejsce. Apetyt, który tak niedawno mi dopisywał szybko się ulotnił. Odkładam menu i bez ociągania mówię:
        -Herbatę poproszę.
Dziewczyna zdziwiona zapisuje słowo na jednej z kartek, po czym patrzy na mnie zaciekawiona.
        - A może chciałaby Pani może Słodkie kluseczki. To nasz specjał dnia. Są bardzo pyszne. - zaczęła  nawijać, a ja starałam się ukryć zirytowanie.
    Patrząc na nią ze zdziwieniem zdałam sobie sprawę, że przecież sama taka byłam. Byłam? Uśmiechnęłam się smutno. Przecież to było może z dwa dni temu? Dwa dni. Martwym wzrokiem wpatrywałam się w kartę dań.
        - E...proszę Pani. - słyszę głos kelnerki.
    Podnoszę wzrok wpatrując się w jej szmaragdowe tęczówki. Nie słuchałam tego co mówiła, jednak to nie miało znaczenia.
        - Chciałabym tylko herbaty. - mówię z naciskiem. Ayame - to tak miała na imię, zauważyłam plakietkę z jej imieniem zawieszonej na prawej piersi - skłoniła się lekko i odeszła sztywna, zapewne zła, że nie udało się jej mnie namówić.
    Wzdycham kolejny raz tego dnia, po czym mój wzrok mimowolnie zatrzymuje się na oknie, wychodzącym prosto na las. Patrzę, wspominając dawne czasy. Nawet nie zauważam, gdy na stoliku pojawia się gorący napój. Odwracam wzrok i niezdarnie biorę naczynie w obie dłonie. Siedzę wpatrując się w zielonkowatą barwę płynu. Tamtego dnia też piłam herbatę...






        -Naraki pamiętasz jak się spotkaliśmy? Jak razem spędzaliśmy czas, łowiliśmy ryby w rynsztoku? Pamiętasz?
        Niemal z naciskiem akcentowałam każde słowo jakby miały dla mnie dużą wartość. Bo miały. Niechętnie oderwałeś się od książki, którą w milczeniu czytałeś i posłałeś mi zawadiacki uśmiech.
        - Pamiętam.
    Ucieszona do granicy możliwości wyliczałam na głos wszystkie rzeczy jakie robiliśmy razem: łapaliśmy zapchlone dachowce, pomagaliśmy starszej pani przejść przez ulicę i wiele wiele innych. W milczeniu przysłuchiwałeś się mojej paplaninie. Tak naprawdę, nie widziałam wyrazu twojej twarzy ukrytej za zasłoną lektury. Po chwili zrezygnowany moim gadulstwem przerwałeś czytanie i odłożyłeś książkę na bok. Westchnąłeś cicho. Przerwałam nagle, słysząc ów dźwięk i spojrzałam na Ciebie zdezorientowana. Jak zawsze odziany byłeś w czarne spodnie i bluzkę, która zasłaniał twój umięśniony tors. Włosy nieuczesane w nieładzie rozproszone na wszystkie strony i te oczy, senne niczym nadchodząca mgła. Niemal zapomniałam jak się oddycha, po czym po chwili zaczerpnęłam powietrza i onieśmielona odwróciłam wzrok. Nakryta na czymś nielegalnym. Nagle słyszę twój, uroczy śmiech, który przeradza się w rechot. Zdenerwowana patrzę jak leżysz na ziemi i się śmiejesz, ze mnie! Czuję do Ciebie wstręt i niemal obrażona wybiegam z baru. Ty jednak przestajesz, patrzysz się na mnie z uśmiechem błąkającym się na ustach.
    - Dużo gadasz.
Czuję ciepło na policzkach.
    - Wcale nie.
    -Wcale tak.
    - Wcale nie.
    - Wcale tak.
        - Nie. - upieram się przy swoim, nadąsana. 
    Wstajesz i podchodzisz do mnie. Uśmiech igra na twej, przystojnej twarzy. Niemal żałuję, że nie wyglądam bardziej uroczo. Szare krótkie spodnie i beżowa bluzka, co najmniej o jeden rozmiar za duża. Zażenowana spuściłam wzrok. Czuje twoją dłoń na moim podbródku, unosisz go delikatnie. Już po chwili wpatruje się w twe błękitne oczy
        -Hej mała, nie smuć się.
Uśmiechasz się, a twój uśmiech przesłania mi cały świat.






    Mimowolnie zaciskam dłoń na kubku z gorącą herbatą. Patrze w przestrzeń, całkowicie ignorując otaczający mnie świat. Ktoś obok krzyczy mi do ucha, ktoś się śmieje. Słyszę szmer i brzdęk przesuwanego krzesła. Drewniany stolik  ląduje na  ścianie. Dwóch mężczyzn się bije. Moje oczy rejestrują to, jednak moja twarz pozostaje nieprzenikniona. Karczmarz wydziera się i próbuje zapanować nad chaosem. Dostaje solidny cios w żołądek. Chwieje się i upada na stolik, łamiąc go niczym zapałkę. Dziewczyna krzyczy rozhisteryzowana. Po czym łapię za szczotkę, dzierżąc ją niczym broń i atakuje chuliganów. Z nadludzką siłą łamię broń na głowie jednego z nich. Zielonowłosy chwile się, po czym upada sztywny na podłogę. Wszystko niemal milknie, kiedy wstaje i rzucam kilka drobniaków na stół. Przechodzę obok nich w ciszy.       Padają nieznane słowa, których znacznie nie potrafię odszyfrować. Czuję w piersi nieprzyjemny uścisk. W ustach czuję smak gorzkiej herbaty, która chcę się wydostać na zewnątrz. Przełykam cicho ślinę, mając nadzieję, że mdłości miną. Jednak nie pomogło. Wychodzę nie zważając na protesty właściciela, który niemal błagał mnie, abym została. Nie zostałam. Czuję na twarzy delikatny powiew, chłodnego wiatru. Przymykam oczy, czując, pod powiekami zbierające się łzy. ' Jeszcze nie ' - myślę. Kieruję się w najbliższą stronę. Chcę znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Po kilkunastu krokach przystaję. Z mego gardła wydobywa się szloch. Padam na kolana, kiedy miękną mi nogi. Słyszę cichy łoskot, gdy moje kolana zdzierają się z zimną ziemią. Czuję przenikliwy ból, kiedy ostry kamień przecina mi skórę.

    Nie widzę Cię w moich snach, nie słyszę Twego słodkiego głosu, nie słyszę Twego dźwięcznego śmiechu...po prostu Cię nie ma. Kiedy odszedłeś? Nawet nie powiedziałeś. Odszedłeś i zostawiłeś mnie samą, na tym okrutnym świecie. Porzuciłeś niczym zepsutą zabawkę. A przecież...obiecałeś! Obiecałeś, że NIGDY mnie nie zostawisz, że zawsze będziemy razem! Znikniemy z tego świata razem. Jednak ty pierwszy to zrobiłeś. Uciekłeś, zniknąłeś i już Ciebie nie ujrzę. Nigdy. Nawet nie zdążyłam się pożegnać. Nawet...nawet...

        - Coś ty zrobił?! Widzisz? - krzyczę i ocieram łzy. - Przez Ciebie płaczę. Zadowolony jesteś? No powiedz! Powiedz. - mówię łamiącym się głosem. - Powiedz.. - łkam głośno. - Powiedz, czy to koniec naszych przygód?! Czy to twój żart? No powiedz, że tak, powiedz...

Ale ty już nigdy nic nie powiesz, nie pogłaskasz mnie, nie powiesz dobrego słowa...

        Ocieram łzy, które uparcie płynął po policzkach. Niemal czuję palące ślady po nich na mojej skórze. Przymykam oczy. Nagle czuję pierwsze krople deszczu na sobie a potem następne. Pada. Otwieram oczy i patrzę w niebo.
    - Czyżby pożegnanie Naraki?


***

W końcu nowy rozdział. To już chyba ostatni taki melancholijnymi rozdział. Ech trudno mi się wziąć za pisanie. Lenistwo i zaczęła się szkoła. Piosenka na początku rozdziału świetnie odzwierciedla uczucia głównej bohaterki. Założyłam kolejnego bloga, ale nie wiem, kiedy coś się ukażę {Watashi-wa-doremonai.blogspot.com}. To na tyle.