sobota, 14 lipca 2012

Rozdział II

Powinnam coś powiedzieć, nie zgodzić się, ale tylko kiwnęłam głową.

- Ok. Co to dla mnie. - mówiłam lekceważąco z odrazą wpatrując się w jego błyszczące ślepia.

W tym samym czasie usiłowałam zapanować nad strachem, który zawładnął mną,
po tym jak wypowiedziałam te słowa. Rozsądek nakazywał mi uciekać, lecz moje nogi jakby wrosły w ziemię. Stałam niczym słup soli i czekałam, Bóg wie na co. Naraki kiwnął głową jakby ta odpowiedź go usatysfakcjonowała. Niedbale schował ręce do kieszeni i patrzył na mnie.

- Świetnie. - odparł a w jego głosie usłyszałam kpinę. - Masz czas do jutra. - dodał.

Zaskoczona otworzyłam usta ze zdziwienia, słysząc owe słowa.
' Do jutra!? ' - pomyślałam. Nie to, że nie wierzyłam w swoje siły. Tylko nie miałam pojęcia, gdzie są te akta po za tym główny budynek był dobrze strzeżony. Jak mam więc wyrobić się w kilka minut, jeśli ta akcja wymaga więcej czasu?

- Chyba nie sprawi Ci to problemu? - spytała, lecz za nim zdążyłam odpowiedzieć, odwrócił się na pięcie i oddalił o kilka kroków.

- Ej! - krzyknęłam za nim.

Zatrzymał się raptownie i spojrzał na mnie przez ramię. Pasma jego blond włosów opadły bezwładnie na kościste ramiona.

- Czego?! - warknął, przeszywając mnie lodowatym spojrzeniem.

Za wszelką cenę, nie chciałam spuścić wzroku bo wtedy uznałby mnie za miernotę. A na to nie chciałam pozwolić.

- Skąd mam wiedzieć, gdzie te akt? - spytałam najspokojniej na świecie jakby chodziło o zwykłą błahą rzecz.

Milczał, po czym na jego usta wpełzł wredny uśmiech.
Czułam jak się czerwienie ze wstydu i zażenowania. Yukimaro sięgnął do kieszeni i wygrzebał z niej mały zwój, obracał go przez chwilę w palcach.

- Masz. - Rzucił mi zwój, który zwinie złapałam w prawą rękę. - Tam masz wszystko wyjaśnione. - dodał.

Zerknęłam na pergamin w biało czarny wzorze i czerwonym paskiem,
który przecinał go w wzdłuż. Chciałam się spytać skąd to ma, lecz gdy podniosłam wzrok blondyna już nie było.

- Poszedł.


***


Deszcz padał. Z nieba lały się hektolitry wody, a ja modliłam się,
aby nie zmoknąć do suchej nitki.  Stałam w cieniu domu, który znajdował się blisko Głównego Budynku. Niemal, że przyklejona do chropowatej powierzchni zlewałam się z tłem, przez co stałam się niewidoczna. Zmarszczyłam brwi widząc, iż przed budowlą ktoś stoi - wartownik, który stał w miejscu od dłuższego czasu. Mężczyzna o brązowy włosach przeciągnął się gwałtownie i ziewną, dając upust swojemu znudzeniu. ' Że też nie zasnął ' - pomyślałam z żalem. Wtedy łatwiej mogłabym wejść. Lecz na moje nieszczęście ninja dobrze się trzymał, choć niedługo powinien skończyć warte i iść w cholerę. Tak wynikało z informacji, które znajdowały się w zwoju. Z resztą nie tylko to znalazłam, był również plan budynku, wszystkie ewentualne wyjścia, dane wartowników.
Nie miałam pojęcia skąd to miał Naraki choć nie powinno mnie to interesować.
Mężczyzna poruszył się. Naprężyłam się, wpatrzona w niego. Analizowałam każdy jego ruch i czekałam, aż odejdzie na bezpieczną odległość i wtedy będę mogła się wślizgnąć do środka. Czas między zejściem a wejściem nowego strażnika trwa 15 sekund. Musiałam więc się pośpieszyć. Zmarszczyłam brwi, gdy facet zaczął drapać się po tyłku. Zażenowana pokręciłam głową.
Zaraz jednak powróciłam do obserwacji i z nie małą ulgą patrzyłam jak szatyn odchodzi.
Czekałam, aż całkiem zniknie mi z pola widzenia i wtedy będę mogła działać. Chciałam mieć pewność, że nie odwróci się za siebie i w tym czasie nie zobaczy mnie. Byłaby kicha, gdyby mnie nakrył. Nie powinnam o tym myśleć. Potrząsnęłam głową chcąc wywalić nie potrzebne myśli, które zaprzątały moją głowę. Spojrzałam się i wtedy był ten moment. Ninja zniknął za najbliższym zakrętem. Odkleiłam się od ściany i najciszej jak umiałam podbiegłam do budynku. Słyszałam stukot własnych butów, które dudniły o podłoże.
W wiosce panował spokój, który powoli udzielał się również i mnie.
Moje buty ślizgały się na mokrej ziemi, która zmieniła się w błoto. Chwila nieuwagi i poślizgnęłam się. Przez ułamek sekundy patrzyłam jak upadam w zwolnionym tempie. Zaraz jednak oprzytomniałam. Podparłam się na prawej dłoni po czym wykonałam saldo w powietrzu, lądując tuż przed drzwiami. Na moje usta wpełzł delikatny uśmiech. Spojrzałam na rękę, która była ubrudzona błotem. Zmarszczyłam brwi, widząc brązową maź. ' Fuj! ' - pomyślałam z odrazą.
Chciałam pozbyć się świństwa z mojej dłoni, kiedy usłyszałam kroki.
Ciche, lecz wyraźne na tle padającego deszczu. Znieruchomiałam, wpuszczając ze świtem dawkę świeżego powietrza. Osobnik zatrzymał się. Czy mnie usłyszał? Zerknęłam w stronę, gdzie ostatnio zniknął strażnik. Nikogo nie widziałam lecz nie miałam ochoty przekonać się, kto to jest. Nie wiele myśląc postąpiłam krok na przód i otworzyłam ciężkie, żelazne drzwi. Zamek ustąpił, ze zgrzytem pod naporem mojej siły. Musiałam nie źle się namęczyć, aby otworzyć wrota.
Wślizgnęłam się do środka i zamknęłam jej na powrót. Rozbrzmiał głuchy trzask.
Mogłam odetchnąć z ulgą. Oparłam się plecami o zimną ścianę i westchnęłam ciężko. Serce łomotało mi w piersi jakby miało za chwile wyskoczyć. ' Mało brakowało ' - przemknęło mi się przez myśl. Do moich uszu dobiegł szmer jakby coś ciężkiego upadło tuż przed drzwiami. Zamarłam. Delikatnie odwróciłam głowę w stronę drzwi. Niemal, że w swoim umyśle widziałam postać strażnika, który krążył obok wejścia. Miałam tylko nadzieję, że tu nie zajrzy. Odgłos kroków nasilił się.

Stuk, stuk, stuk.

Serce podeszło mi do gardła, kiedy ów mężczyzna zbliżała się w stronę budynku.
 ' Tylko nie to ' - pomyślałam, lekko przygryzając wargę. Nagle usłyszałam huk i potok przekleństw, który wydobył się z krtani ninja. Zaraz sobie uświadomiłam, iż shinobi musiał poślizgnąć i wpaść prosto do kałuży. Gdyby nie sytuacja w jakiej się znalazłam, pewnie bym parsknęłam śmiechem. Lecz powstrzymywałam się, tylko moje wargi wygięły się w szeroki uśmiech. Mężczyzna wstał, nadal przeklinając i oddalił się od budynku. Odetchnęłam z ulgą. Odwróciłam głowę i spojrzałam w stronę ciemnego korytarza, który prowadził w głąb budowli. Zerknąwszy jeszcze raz na drzwi, poszłam na przód, delikatnie stąpając po podłodze. Nie miałam ochoty zostać tu ani chwili dłużej.
Szłam pewnie, wspominając sobie plan budynku, który dobrze zapamiętałam.
Gdy dotarłam do pierwszego zakrętu, skręciłam w prawą stronę. Po czasie natknęłam się na schody, które prowadziły na górę. Zatrzymałam się i nasłuchiwałam. Nic. Zrobiłam pierwszy krok, po czym zaczęłam się wspinać wyżej. Nie wiem ile tak wędrowałam, a już zaczęły boleć mnie nogi. Zmarszczyłam brwi widząc malutkie okienka, przez które wpadało nikłe światło dnia. Pochmurne niebo przyczyniło się do tego, iż w budynku było ciemno jak w grobowcu. Nie było tu żadnych świec, pochodni. A sama bałam się zapalić choćby zapałkę żeby nie zostać nakrytą.
Dzielnie przemierzałam wąskie, drewniane schody, które skrzypiały cicho.
Zatrzymałam się na ostatnim stopniu i rozejrzałam się po małym korytarzu. Moim oczom ukazały się trzy pary drzwi. Niepewnie podeszłam do pierwszych z nich, jednak po chwili okazało się, że są zamknięte. Nie wiele myśląc podeszłam do drugich. Nacisnęłam na klamkę zbyt mocno przez co o mało nie wpadłam do pomieszczenia.
Jednak zdążyłam utrzymać równowagę. Odetchnęłam z ulgą i rozejrzałam się
po małym pomieszczeniu.  Do moich nozdrzy dotarł zapach stęchlizny. Zmarszczyłam nos, wchodząc głębiej do ciasnego pokoiku. Moim oczom ukazało się drewniane biurko, które widziało już lepsze lata swej świetności. Na jego blacie walały się papiery i zwoje, rozrzucone w nieładzie. Spojrzałam w bok, gdzie po prawe jak i lewej stronie stały półki, obszernie wypełnione papierzyskami. Niewielkie okno stanowiło tu jedyne źródło światła.
Podeszłam do stery papierów, które stały blisko biura i wzięłam kilka z nich.
Tumany kurzu wzbiły się w powietrze. Zaczerpnęła dawkę świeżego tlenu za nim szkodliwe pyłki kurzu zaatakowały moje nozdrza. Zakryłam rękom usta, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego posmaku odoru. Gdy kurz opadł a ja mogłam normalnie oddychać, zabrałam kilka papierów i włożyłam do kabuny wraz z dwoma zwojami.
' To powinno wystarczyć ' - pomyślałam.
Nie wiedziałam czy mają istotne informacje o przywódcy Ame, ale najpierw
chciałam się wywiedzieć po co są potrzebne Naraki'emu. Nie byłam pewna jego zamiarów. Dlatego muszę się dowiedzieć. Po za tym wystarczająco będzie pokazać kilka kartek i może przyjaciel mi uwierzy. Westchnęłam przeciągle. Tuż obok mojej głowy przeleciała karteczka, przypominająca motyla. Nagle zamarłam. Oczy rozszerzyły mi się z przerażenia. Odwróciłam się za siebie, dostrzegając stado latających motyli a wśród nich głowa Anioła. Patrzyła na mnie srogo, a od jej osoby bił chłód, który przeniknął mnie aż do kości.

- Intruz.

2 komentarze:

  1. ej... chyba go nie zabije co nie? D: szkoda by było ;_; a tak właściwie ile to będzie mieć części?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Przeczytałam ten rozdział i mnie dosyć zaciekawił, nie powiem mam chętkę na czytanie od początku powiedx mi tylko od czego mam zacząć, bo lista obok jest nieuporządkowana. Najpirw Prolog, potem rozdział 1 i ten?
    pozdrawiam :)
    tengoku-no-kaidan.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń