wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział III


Stałam się kukłą, pociaganąc za sznurki śmierci.
~ Tsuhiko


Stłumiony okrzyk i brzdęk tłuczonego okna. Ostre odłamki szkła boleśnie wbiły się w moje ciało. Cicho syknęłam, kiedy z impędem uderzyłam w szybę. Rozbrzmiał głuchy trzask, po czym znalazłam się po za pomieszczeniem. Moje ciało przez chwilę dryfowało w powietrzu. Czułam krople deszczu na moich bladych policzkach i chłodny wiatr, który rozwiewał moje brązowe włosy.  Tuż obok usłyszałam szmer papierowych skrzydeł. Powiodłam wzrokiem za dźwiękiem, który nasilał się, obwieszczając, że przeciwnik się zbliża. Zmarszczyłam brwi, widząc nieprzenikniony wyraz twarzy kobiety. Stado origami przeleciało tuż obok mnie, wykonując w powietrzu piruety. W tym czasie zdążyłam się odwrócić, zwisając głową w dół. Dostrzegłam, iż motyle lecą w moją stronę. Nie czekając, wyjęłam z kabuny kunai z kartkami wybuchowymi i rzuciłam. Rozbrzmiał trzask, gdy papierki zderzyły się w moją bronią. Wybuchnął ogień, który strawił kilkanaście motyli, po czym szary dym zasłonił mi widok. Poczułam, iż moje ciało staję się ciężkie, a ja za nic nie potrafię go kontrolować. Spadałam.

-Kamishuriken* - krzyknęła moja prześladowczyni, a jej głos huczał mi w uszach.

Zadrżałam, gdy papierowe shurikeny wbiły się w moje ciało. Krzyknęłam z bólu, starając się zapanować nad narastającym strachem.  ' Nie powinnam tu przychodzić '. - pomyślałam, lecz na to było już za późno. Zauważyłam jak z ran ciekła krew, czerwona niczym wino. Zacisnęłam usta. Gorączkowo myślałam na wyjściem z tej opresji, bo jeżeli dalej tak pójdzie, zabije mnie. Odbiłam się od ściany budynku, nadal lecąc w dół. Papierowa broń świsnęła mi przy uchu. Ucieszyłam się, iż znowu nie oberwałam.

- To nie koniec. - szepnął mi Anioł.

Zdrętwiałam. Starając się oprzytomnieć,  wymyślić jakiś plan.
Moje dłonie bezwiednie spoczywały wzdłuż ciała, a sama ja pozostawałam pogrążona w własnym świecie. Myślenie przychodziło mi z trudem, a przed oczami migotały mi czerwone plamy. Stałam się  kukłą, pociąganą za sznurki śmierci. Przymknęłam oczy. Słyszałam melodię deszczu, tak cichą i niezrozumiałą dla mnie. Mimowolnie moja dłoń powędrowała do kabuny. Opuszkami palców, szukałam jakieś broni. Moja dłoń zacisnęła się na skrawku papieru, który cicho zaszeleścił. Uśmiechnęłam się blado. Spojrzałam w dół, widząc coraz wyraźniej zbliżającą się ziemię. Jeszcze tylko pięć metrów. Mocniej ścisnęłam kartkę wybuchową, którą wyciągnęłam ostrożnie z kabuny. Odwróciłam się gwałtownie do niebieskookiej, która spoglądała na mnie wrogo. Nie czekając przykleiłam notkę wybuchową do jej czoła, po czym odepchnęłam się od niej. Anioł zastygł bez ruchu, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Nastąpiła eksplozja, która rzuciła mną w pobliski budynek. Z jękiem zjechałam po chropowatej powierzchni ściany. Upadłam z głuchym łoskotem na podłoże. Wstałam chwiejąc się na nogach i spojrzałam w miejsce, gdzie ostatnio widziałam kobietę. Nie było jej. Lecz wiedziałam, że to dopiero początek. Rozejrzałam się uważnie po otoczeniu, szukając oznak życia. Nie zauważyłam nikogo, nawet wartownika, a przecież powinien być. To nie wróżyło nic dobrego. Pędem ruszyłam w stronę najbliższej uliczki. Biegłam. Serce kołatało mi w piersi, a oddech przyśpieszył gwałtownie. Po walce z Aniołem byłam trochę wyczerpana i przerażona. Wiedziałam, że jeśli tu dłużej zostanę zapewne Ona mnie złapię i zabiję. Układając plan, nie przewidziałam takiej ewentualności - że zostanę przyłapana, a powinnam ją uwzględnić. Teraz musiałam uciekać i to najdalej od Wioski Deszczu. Żołądek podszedł mi niemal do gardła, a do oczu cisnęły się łzy. ' Byłam głupia ' - myślałam. Jak mogłam zgodzić się na taką głupotę, wiedząc, że zostanie ona zauważona? Byłam zbyt duma, aby zrezygnować z tego zadania. Teraz będę musiała radzić sobie sama. Zatrzymałam się raptownie i przywarłam plecami do mury. Lekko wychyliłam się za rogu budynku, patrząc jak dwoje ninja patroluje ulicę. Ze zgrozą uświadomiłam sobie, iż szukają mnie. Przygryzłam lekko wargę. Czekałam cierpliwie, aż chunini sobie pójdą, tym samym będę miała wolną drogę. Rozmawiali, a minuty wlekły się niemiłosiernie. Wciąż spoglądałam za siebie, szukając wzrokiem żółtookiej. Byłam podenerwowana i zmęczona ucieczką. Z trwogą przyglądałam się mężczyzną, którzy wesoło ze sobą gawędzili. Miałam dość. Chciałam już wyjść z ukrycia, nie bacząc na to czy mnie złapią czy nie. Jeśli będę musiała walczyć to będę. Gdy kolejny raz spojrzałam na ulicę, shinobi już nie było. Odetchnęłam z ulgą. Nagle zamarłam, słysząc świst kartek. Jak sparaliżowana patrzyłam jak papierowe motyle przyklejając się do budynku i ziemi, gdzie stałam. Z otwartymi ustami, spoglądałam jak kartki przybierają normalny wygląd. Dostrzegłam, iż na każdej z nich jest wymalowany czarnym atramentem niewyraźny symbol. Moje oczy rozszerzyły się ze strachu, kiedy pojęłam co jest na nich wypisane. Motyli zaczęło przybywać, prawie oblepiając cały budynek. Jeden z nich przywarł do mojej nogi. Z okrzykiem przerażenia zerwałam kartkę i rzuciłam ją najdalej ode mnie. Po czym ruszyłam przed siebie. Za nim zdążyłam przekroczyć ulicę, nastąpił wybuch, tak potężny, iż targnął moim ciałem. Nie miałam siły, aby przeciwstawić się wiatru, który rzucił mną o szary budynek. Poleciałam, nabijając się na twardą konstrukcję. Jęknęłam,a z ust wypłynęła stróżka krwi. Kątem oka dostrzegłam jak moje ubranie się pali. Krzyknęła, lecz nie potrafiłam poskromić języków ognia. Powoli zatapiałam się w ciemności, która spowiła się wokół mnie. Niebo pociemniało, gdy z chmur zaczął padać deszcz. Osunęłam się na kolana, patrząc prosto w niebiesko skłon, gdzie dostrzegłam zarys świecących jasno gwiazd. Zamknęłam oczy i upadłam a wiatr i deszcz targały moim ciałem.



*



Drgnęłam, czując  kroplę wody spływającą po mojej brodzie. Zadrżałam lekko, gdyż ciecz była chłodna. Za nim otworzyłam oczy, nasłuchiwałam. Nie usłyszałam żadnego szmeru, tylko niezmąconą ciszą, która stawała się niedozniesienia. Otworzyłam powieki, spoglądając prosto w ciemność. Z mego gardła wydobył się jęk, kiedy poczułam silny ból w prawy ramieniu a także w całym ciele. Zwinęłam się w kłębek, mając nadzieję, że to wystarczy. Nie pomogło. Do moich nozdrzy dotarł odór spalenizny, po chwili sobie uświadomiłam, iż to moje ubranie wyzwala taki nieprzyjemny zapach. Przypomniałam sobie, za nim zemdlałam, iż moja spódnica płonęła. Przymknęłam oczy, chcąc wyrzucić niechciane wspomnienie. Spojrzałam w dal, jeśli ona była. Bo prócz mroku, nie dostrzegłam niczego innego. Przesunęłam dłonią po chropowatej nawierzchni, nadziewając się na ostry odłamek skały. Z sykiem, cofnęłam rękę, po które spłynęła stróżka, świeżej krwi.

- Obudziłaś się.

Zamarłam, słysząc niski głos mężczyzny. Z przerażeniem, wpatrywałam się przed siebie, chcąc dostrzec ów osobnika. W oddali zamajaczyła ciemna sylwetka. Cichy szelest płaszcza, przerwał ciszę. Przełknęłam głośno ślinę. Strach sparaliżował mną do głębi, ręce drżały i nie potrafiłam ich utrzymać przed sobą. Bałam się. Kto by w takiej chwili  nie bał się, wiedząc, że to może być koniec?

- Nie musisz się tak trząść.

Cichy złowrogi śmiech nieco skrzeczący należał do kogoś innego.

- Dobrze się spisałaś Konan. - Zamrugałam słysząc owe imię. A jednak Ona mnie złapała. - Powiedz mi, czemu zakradłaś się do mojej wierzy?

Proste pytanie, na które bałam się odpowiedzieć. Milczałam.

- Nie odpowiesz? Wiesz jaki czeka los...zdrajców?

Bawił się mną i zastraszał.  Byłam wyczerpana psychicznie i chciałam po prostu wrócić do domu, jednak to nie będzie możliwe.

- Bo... - zaczęłam, patrząc w okalające mnie ciemności.

Nagle zamarłam widząc leżące nieopodal mnie ciało. Drżałam na całym ciele, a wargi szeptały bezgłośne słowa. Powoli na czworaka przesuwałam się w stronę znaleziska. Serce ścisnęło mi się z żalu, widząc blond włosy Yukimaru, ułożone w nieładzie. Wyglądał jakby spał. Jego usta były lekko uchylone, a oczy zamknięte pod powiekami. Nie ruszał się. Cicho załkałam, a mym gardłem zawładną szloch.

-Jak..? - szepnęłam, zapominając, że nie jestem sama.

- Znaleziono go na pograniczu Ame. Nie żył. - ostry brutalny szept niebieskookiej uświadomił mi prawdę.

Nigdy nie pomyślałam, że będę aż tak słaba. W momencie, gdy ujrzałam  martwe ciało Narakiego coś we mnie pękło. Poczułam dziwne uczucie pustki, osamotnienia, które zawsze było we mnie. Nie odczuwałam go jednak tak dotkliwie jak teraz. Straciłam przyjaciela. Oddałabym wszystko, aby cofnąć czas i uchronić blondyna od śmierci. Żałuje, że go przezywałam, żałuje, że nie doceniałam. Poczułam jak po moich policzkach spływają słone łzy. Straciłam jedyną osobę, która była dla mnie ważna.

-Nie! - krzyknęłam przez łzy.

- Taka jest prawda, pogódź się z tym.

-Nie! - krzyknęłam głośniej.

Jak mam pogodzić się ze stratą Yukimaro? Jak mogłabym żyć, dalej wiedząc,  że go nigdy nie ujrzę? Jak? Nie wyobrażałam sobie. Z resztą czy przeżyję? Zaśmiałam się jak obłąkana. Przecież mnie zabiją, co nie?

- Myślałam, że to On mnie namówił do kradzieży tajnych zwojów. - przestraszyłam się swego głosu, który nie brzmiał jak ja. - On był jak gad, blada skóra i żółte oczy. - umilkłam, wspominając tą scenę, którą zapamiętam do końca życia. Jego oślizgła skóra, nadal czuję ten śluz.

- Dobrze. - powiedział mężczyzna, który stał w mroku.

Nie miałam tyle sił, aby spojrzeć na niego. Nie interesowało mnie to. Mój wzrok wpatrzony był w mojego przyjaciela.

- Zetsu, zajmij się nim.

Ciemna sylwetka poruszyła się w mroku. Mimowolnie patrzyłam jak osobnik podchodzi do blondyna. Nie ruszałam się tylko patrzyłam.  Po chwili mogłam dostrzec postać mężczyzny, który zbliżał się powoli. Był to stwór o biało czarnej twarzy, na której igrał uśmiech psychopaty. Jego oczy pozbawione źrenic, patrzyły na martwe ciało niemal z lubością. Wokół jego głowy wyrastały dwie pary szczypiec, wyglądem podobne do paszczy muchołapki. Jego ciało skrywało się za czarnym płaszczem w czerwone chmurki. Bez tchu patrzyłam na te monstrum. Kropelki potu spływały mi po skroni. Siedziałam jak sparaliżowana, patrząc jak Zetsu klęka i oblizuje wargi.

- Będzie smakowity.

Słysząc ostatnie słowa, zrozumiałam co zamierza. Oczy rozszerzyły mi się do granic możliwości, z których ciekły łzy. Wargi poruszały się bezwiednie.

-Nie! - krzyknęłam histerycznie i zemdlałam.


................................................

* Kamishuriken -  Atak shurikenami z papieru.

          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz