poniedziałek, 22 lipca 2013

Epilog

Gdy przychodzi czas trzeba odejść
~ Tsuhiko

Słońce razi mnie w twarz, więc wstaje. Kolejny raz już od miesiąca. Mam już dość. Ściągam kołdrę, która opada na podłogę.  ‘Zwariuje tu ‘ – myślę. Stawiam stopy na brudnej podłodze. Wzdrygam się.  Przebieram się i wychodzi. Wieje letni wiatr i bawi się moimi włosami. Wzdycham. Idę przed siebie. Nagle ktoś trąca mnie łokciem. Jestem zła. Odwracam się i patrzę na Naruto.
-Cześć.
-Cześć. – Złość ze mnie uchodzi. – Gdzie tak pędzisz? – pytam, widząc jak się rozgląda.
-To Tsunade. Mam dla nas misję. – Myślę.
-Pójdę z Tobą. – Patrzy na mnie niepewnie. Kiwa głową. Oboje biegniemy w stronę budynku. Shinobi przepuszczają nas bez wahania. Staje w gabinecie  blondynki. Siedzi za biurkiem i patrzy na mnie przenikliwie. W pokoju ktoś jest. Jakaś blondynka, grubas i Shikamaru.
-Witam.  – mówię i podchodzę bliżej.
-A ty po co? – pyta bursztynooka. Wzrusza ramionami.
-Podobno macie misję. – Kobieta patrzy na mnie. – Chciałabym pójść.
-Nawet nie wiesz… - mówi Hokage. Przerywam jej.
-I tak nie mam co robić, a może się Wam przydam. Z resztą byłabyś zadowolona, gdybyś nie musiała ciągle podsyłać mi niańkę.  – Blondynka kiwa, udobruchana.
-No dobrze. Wyruszacie do Oto. Podobno ktoś kręcił się na naszej granicy. – Kiwamy głowami i wyruszamy. Idziemy w ciszy. ‘Otogakure’ – myślę. Zaciskam dłonie. Naruto patrzy na mnie zmartwiony. Posyłam mu słaby uśmiech.  Przekraczamy bramę Wioski i biegniemy przed siebie jestem zadowolona. Nie muszę o niczym myśleć tylko skupić się na biegu.
Mija cały dzień a my wciąż nie przekroczyliśmy granic Kraju Ognia. Zatrzymujemy się na odpoczynek. Leże pod drzewem i patrzę na atramentowe niebo. Jest piękne. Zasypiam.
Rano wyruszamy. Shikamaru oznajmia, że jesteśmy blisko. Jestem zadowolona. Zwalniam  i ostrożnie przesuwamy się do przodu. Nagle Ino zatrzymuje się. W nasza stronę lecą kunai i wybuchowymi kartkami. Odskakujemy. Przed nami pojawiają się trzy osoby. Jeden brunet o czarnych oczach. Uzumaki patrzy na niego w napięcie. Po chwili rozumiem. To jest Sasuke. Drugi ma brązowe włosy i szare oczy a trzeci… Jest inny. Nie wiem, czemu. Ma błękitne włosy niczym morska głębia i  czarne niczym otchłań oczy. Przeraża mnie. Patrzy na mnie i się uśmiecha.
- Uważajcie.  – Słyszę eksplozję. Krzyknęłam i upadłam na ziemię.  Wstrząs był silny. Otwieram powoli oczy i słyszę odgłosy walki, lecz nikogo nie widzę.
-Tak jak powiedział. Idealnie Cię opisał. – Drgam słysząc ten głos. Nade mną stoi niebiesko włosy. Patrzę na niego przerażona. Po chwili docierają do mnie jego słowa.
-Kto? – pytam. Serce łomocze mi w piersi. Przekrzywia głowę.
-No jak to kto? Naraki. Zapomniałaś? – uśmiecha się drwiąco. Leże zdruzgotana. Mój oddech przyspieszył. Jeszcze raz spojrzałam an chłopaka. W moich oczach krył się obłęd i frustracja.
-Co?  - Shinobi zrobił krok w moją stronę. Szybko wstałam i przybieram pozę obroną. Śmieje się. Marszczę brwi. Wyciągam kunai i biegnę do niego. Uchyla się. Nie zamierzam się poddać. Atakuje a on zwinnie się uchyla. Zdenerwowałam się. Uderzam go w kolano. Jęknął i zachwiał się. Jednym ruchem wbiłam mu kunai w brzuch. Odskakuje ode mnie. Dyszy i patrzy na mnie wściekły. Jednym ruchem wyciąga broń i rzuca  na bok. Ściera stróżkę krwi z brody.
-Nie doceniałem Cię. – Uśmiecha się. Znika. Krzyknęłam, gdy uderzył mnie w brzuch. Ląduje twardo na ziemi. Patrzę na zieloną trawę.
-Chyba nie myślałaś, że mnie zabijesz. Czyżbyś chciała się zemścić? – mówi a ja nie odpowiadam. Czuję jak w oczach czają się łzy. – Wiesz co? Tak naprawdę nie chciałem go zabijać. – Nawijał. – To właśnie Ciebie powinienem zabić, ale…- milknie. Czuje jak gulda rośnie mi w gardle. – twój przyjaciel mnie ubiegł. Błagał mnie. – Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Łzy ciekły po policzkach. – Żeby Cię oszczędzić a sam chciał być ofiarą. No cóż zdziwiłem się, ale jak bardzo chciał nie potrafiłem mu odmówić. Był bardzo przekonywujący. – zauważyłam, że podszedł do mnie. Widziałam jego stopy tuż przed twarzą. Uniosłam wzrok. Chłopak patrzył na mnie w ręku trzymał katanę. – Ale wiesz co? – Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. – Chciał Cię chronić za wszelką cenę. Za cenę swego życia. Tak jakby Cię Kocham. – Otwieram buzię.  ‘Naraki ‘ –myślę. Lekko przeciera czoło po czym na jego ustach igra uśmiech.
-Czas umierać. – Unosi broń a ja zamykam oczy. ‘Naraki ty głupku’ – myślę. Słyszę cichą melodię wiatru i ruch ostrza. Uśmiecham się lekko.
-Kocham Cię. 


The End.
Koniec tej historii. Dziękuję wszystkich, którzy czytali i komentowali tego bloga.

Seria II. Rozdział VI



 Smutek jest jak cień. Zawsze idzie za Tobą.
~ Tsuhiko


Uciekam i biegnę przed siebie. Słyszę za sobą kroki. ‘Szybko’ – myślę. Gnam przez las i nie oglądam się za siebie. Wiem, że podążają za mną. Za bardzo oddaliłam się od ścieżki i teraz byłam skazana na nich. Nie powinnam uciekać ,ale się bałam i to cholernie. Pojawiają się przede mną jak cienie bo są nimi. Przystaje. Jest ich pięciu. Dwóch z przodu trzech z tyłu i żadnej drogi ucieczki. Przygryzam wargę, lekko. Czuję smak krwi. Staram się wymyślić plan, bezskutecznie. Nic nie przychodzi mi do głowy. Jest źle i to bardzo.
-Kim jesteś? – pada oczywiste pytanie. Nie odpowiadam. Mężczyzna z maską psa, kręci głową.
-Zabierzmy ją. – Coś we mnie drga. Skacze w bok i biegnę. Słyszę syk i stek przekleństw. Nie zatrzymuje się. Nagle ktoś uderza mnie w głowę. Tracę władze w ciele. Upadam i turlam się przez chwilę. Leże na plecach i patrzę w niebo. Jest błękitne. Nade mną pojawia się twarz.
-To było nie potrzebne. – mówi i zapada ciemność.


Budzę się nagle otępiała i zmęczona. Bolą mnie mięśnie i głowa.  Próbuje wstać, lecz pojawia się medic-ninja. Każe mi leżeć. Kiwam głową. Kobieta odchodzi. Zostaje sama. Pomieszczenie jest małe lecz przytulne. Prócz mnie nikogo tu nie ma. Marszczę brwi. Słyszę kroki a po chwili do pokoju wpadają dwaj mężczyźni w maskach i kobieta. Blondynka. Przystaje obok łóżka i patrzy na mnie przenikliwie.
-Kim jesteś? – pyta i posyła mi twarde spojrzenie.  Nie ma co kłamać.
-Tsuhiko. – mówi cicho.
-Z jakiej wioski jesteś i po co tu przybyłaś. Odpowiadaj! – Jakbym miała wybór.
-Jestem z Ame. I nie przybyłam tu chciałam udać się do Kraju Wody. – mówię zgodnie z prawdą.
-Po co? – Bursztynooka nie daje za wygraną. Powoli mnie to męczy. Wzruszam ramionami.
-Odeszłaś z Wioski? Jesteś szpiegiem? – Uśmiechnęłam się. To jest śmieszne.
-Nie. Czemu miałabym być? Po prostu wyszłam z domu i nie mam zamiaru wracać. Idę przed siebie bez celu. – mówię. Kobieta patrzy na mnie przenikliwie. Jeden z mężczyzn odciąga ją na bok.
-Pani Tsunade, ona może kłamać.  – szepcze i patrzy na mnie. Blondynka kręci głową.
-Wie, że jest zdana na moją łaskę. – Więc jest przywódca Wioski. – Nie ośmieliłaby się.  – Ma rację w tej kwestii.
-Jestem zmęczona. – mówię i zamykam oczy. Nikt mi nie przerywa. To znaczy, że dają mi spokój. Na razie.  Słyszę oddalające się kroki. Jestem sama. I Dobrze.

Budzę się i jest lepiej. Nic mnie nie boli. Przy łóżku czeka pielęgniarka i mężczyzna.
-Jesteś zdrowa. – mówi i wychodzi. Kiwam głową i patrzę na swoje ręce.
-Kim jesteś? – pyta szarowłosego.
-Twoim chwilowym opiekunem. – mówi bez przekonania. Wzruszam ramionami nie zrażona. – Jesteś zdrowa, możesz wstać.  – mówi. Wstaje bez ociągania. Jest dobrze. Nie czuję bólu i mogę iść. – Patrzę ma ninja.
-Jestem Kakashi a ty?
-Chyba wiesz kim jesteś. – mówię bez sarkazmu.  Idę w stronę drzwi i prawie potykam się o czyjeś nogi. Chłopak odskakuje widząc mnie a ja mam ochotę go udusić. Uśmiecha się, widząc moją minę. Za nim ktokolwiek się odzywa, wkracza Hatake.
- To Naruto. Powiedzmy, że będzie dotrzymywał się towarzystwa. – Uśmiecha się pod maską i wiem już, że go nienawidzę. – To pa! – Znika. Patrzę na szary dym. Wzdycham i patrzę na chłopaka. Ma blond włosy i błękitne oczy. Tak bardzo przypomina Naraki’ego. Szloch ugrzązł mi w gardle. Powstrzymuje się. Nie mogę płakać już nie.
-Jestem Naruto a ty? – pyta zaciekawiony.
-Tsuhiko. – mówię. Patrzy na mnie po czym kręci głową.
-Zaprowadzę Cię do swego lokum i oprowadzę po wiosce. –Kiwam głową. Pozwalam, aby mówi. Staram się zebrać myśli.

Naruto mówi i mówi. A ja mu nie przerywam. Patrzę na domy i ludzi i zastanawiam się jak to jest tu mieszkań. W Ame jest inaczej. Chłopak pokazuje mi wszystko: domy, sklepy, siedzibę Hokage. Mam już dość. Uzumaki patrzy na mnie i uśmiecha się przepraszająco.
-Zaprowadzę Cię do domu. – mówi i skręca. Kręcę głową i wzdycham. ‘Ja nie mam domu ‘ – myślę. Idę za niebieskooki. Po dziesięciu minutach docieramy do celu. Chłopak stoi przed dużym, prostokątnym budynkiem. Wskazuje na drzwi.  Kiwam głową. Daje mi kluczyki i odchodzi. Wzdycham i otwieram drzwi. Zapalam światło. Żarówka migocze przez chwilę. Widzę niewielki pokój. Łóżko, stolik, szafa i krzesło. Tyle wystarczy. Zamykam drzwi i padam na łóżko. Czuję zapach stęchlizny i kurzu. Nie rusza to mnie. Zasypiam.

Budzę się i wychodzę. Naruto już czeka cierpliwie. Patrzy na mnie lecz nic nie mówi.
-Chodźmy na śniadanie. – rzuca i idzie przed siebie. Nie mam wyboru, więc idę za nim. Nie rozmawiamy. Blondyn prowadzi mnie do budki z Ramenem.
-Co to jest? – pytam, gdyż sprzedawca stawia przede mną  parujący płyn i pływającym mięsem.
-To ramen. – mówi i wcina. Patrzę na zupę podejrzliwie. Burczy mi w brzuchu. Głód wygrywa. Biorę pałeczki do ręki i jem. Potrawa jest smaczna.  Odwracam się do niebieskookiego i chcę mu to powiedzieć. Chłopak je już piątą miskę Ramenu. Mimowolnie uśmiecham się. Wracam do jedzenia.
-Naruto? – Nagle słyszę głos. Odwracam się i napotykam czarnowłosego chłopaka. Jego włosy są związane w kitkę. Wygląda śmiesznie.
-Shikamaru? – odzywa się Uzumaki z pełną buzią. – Chciałeś coś? – pyta. Chłopak spogląda na mnie, niepewnie.
-Tsunade cię woła, chodzi o Sasuke. – Naruto milknie. Siedzi na krześle zgarbiony i spięty.
-Rozumiem. – mówi i wstaje.
-Dziękuję. – mówi i płaci. Patrzy na mnie. Uśmiecha się.
-Muszę iść. Wiesz jak dotrzeć do domu? To cześć. – odchodzi z Shikamaru. Patrzę jak odchodzą. Blondyn nie potrafi kłamać. Ten uśmiech jest sztuczny. Wracam do mieszkania. Nie ma na nic ochoty. Stoję na progu i patrzę na puste mieszkanie. To będzie długi dzień.

Wieczorem mam już dość. Leże na łóżku i patrzę w sufit. Wstaje i zwalam kołdrę. Muszę wyjść. Odetchnąć świeżym powietrzem. Wychodzę i nie zamykam drzwi. Idę przed siebie i po chwili rozumiem gdzie jestem. Patrzę na budkę z ramenem. Jestem głodna. Podchodzę bliżej. Zauważam Naruto. Siedzi osowiały i milczący. Siadam obok i zamawiam potrawę. Staruszek kiwa głową i patrzy na chłopaka. Kręci głową, smutny.  Podaje mi zupę. Biorę pałeczki i zjadam kęs.
-Widać, że Ci smakuje. – odzywa się blondyn. W jego oczach widzę smutek.
-Kim jest Sasuke? – pytam. Sztywnieje.
-Moim przyjacielem. – Kiwam głową i czekam na dalsze wydarzenia. Nie mówi nic.
-A gdzie on jest?
-Hm. Odszedł z Wioski dawno temu. –mówi sennym głosem. – Chcę go sprowadzić powrotem.
-Dlaczego?
-Bo to mój przyjaciel. – Prosta odpowiedź. Widzę jak się męczy.
-Ja też miałam przyjaciela. – mówię niespodziewanie. – Ale on nie żyje. – dodaje. Niebieskooki drga niespokojnie i patrzy na mnie.
-Przykro mi. – Wzruszam ramionami. Przypomina mi się Naraki. Chcę mi się płakać. Powstrzymuje się.
-Musisz być dobrym przyjacielem. – mówię i dodaje po chwili. – Ten Sasuke to szczęściarz. – Uzumaki patrzy na mnie zaskoczony. – że ma kogoś takiego ja Ty. Wierze, że go sprowadzisz.
-Dlaczego tak sądzisz? – pyta.
-Bo  dla przyjaciela zrobisz wszystko. Ja też bym tak zrobiła. – Chłopak patrzy na mnie. Na jego usta igra uśmiech. Kiwa głową i bierze pałeczki. Zjada ramen.
-Proszę o dokładkę.- mówi do staruszka.
-Ale nie wiem czy dasz radę, jeśli będziesz się obżerał. – Słyszę szczery śmiech. Taki jak Naraki’ego.

*
Jest rozdział po tak długiej przerwie.