Gdy przychodzi czas trzeba odejść
~ Tsuhiko
Słońce razi mnie w twarz, więc wstaje. Kolejny raz już od
miesiąca. Mam już dość. Ściągam kołdrę, która opada na podłogę. ‘Zwariuje
tu ‘ – myślę. Stawiam stopy na brudnej podłodze. Wzdrygam się. Przebieram się i wychodzi. Wieje letni wiatr
i bawi się moimi włosami. Wzdycham. Idę przed siebie. Nagle ktoś trąca mnie łokciem.
Jestem zła. Odwracam się i patrzę na Naruto.
-Cześć.
-Cześć. – Złość ze mnie uchodzi. – Gdzie tak pędzisz? –
pytam, widząc jak się rozgląda.
-To Tsunade. Mam dla nas misję. – Myślę.
-Pójdę z Tobą. – Patrzy na mnie niepewnie. Kiwa głową. Oboje
biegniemy w stronę budynku. Shinobi przepuszczają nas bez wahania. Staje w
gabinecie blondynki. Siedzi za biurkiem
i patrzy na mnie przenikliwie. W pokoju ktoś jest. Jakaś blondynka, grubas i
Shikamaru.
-Witam. – mówię i podchodzę
bliżej.
-A ty po co? – pyta bursztynooka. Wzrusza ramionami.
-Podobno macie misję. – Kobieta patrzy na mnie. – Chciałabym
pójść.
-Nawet nie wiesz… - mówi Hokage. Przerywam jej.
-I tak nie mam co robić, a może się Wam przydam. Z resztą
byłabyś zadowolona, gdybyś nie musiała ciągle podsyłać mi niańkę. – Blondynka kiwa, udobruchana.
-No dobrze. Wyruszacie do Oto. Podobno ktoś kręcił się na
naszej granicy. – Kiwamy głowami i wyruszamy. Idziemy w ciszy. ‘Otogakure’ –
myślę. Zaciskam dłonie. Naruto patrzy na mnie zmartwiony. Posyłam mu słaby
uśmiech. Przekraczamy bramę Wioski i
biegniemy przed siebie jestem zadowolona. Nie muszę o niczym myśleć tylko
skupić się na biegu.
Mija cały dzień a my wciąż nie przekroczyliśmy granic Kraju
Ognia. Zatrzymujemy się na odpoczynek. Leże pod drzewem i patrzę na atramentowe
niebo. Jest piękne. Zasypiam.
Rano wyruszamy. Shikamaru oznajmia, że jesteśmy blisko.
Jestem zadowolona. Zwalniam i ostrożnie przesuwamy
się do przodu. Nagle Ino zatrzymuje się. W nasza stronę lecą kunai i
wybuchowymi kartkami. Odskakujemy. Przed nami pojawiają się trzy osoby. Jeden brunet
o czarnych oczach. Uzumaki patrzy na niego w napięcie. Po chwili rozumiem. To
jest Sasuke. Drugi ma brązowe włosy i szare oczy a trzeci… Jest inny. Nie wiem,
czemu. Ma błękitne włosy niczym morska głębia i czarne niczym otchłań oczy. Przeraża mnie.
Patrzy na mnie i się uśmiecha.
- Uważajcie. – Słyszę
eksplozję. Krzyknęłam i upadłam na ziemię.
Wstrząs był silny. Otwieram powoli oczy i słyszę odgłosy walki, lecz
nikogo nie widzę.
-Tak jak powiedział. Idealnie Cię opisał. – Drgam słysząc
ten głos. Nade mną stoi niebiesko włosy. Patrzę na niego przerażona. Po chwili
docierają do mnie jego słowa.
-Kto? – pytam. Serce łomocze mi w piersi. Przekrzywia głowę.
-No jak to kto? Naraki. Zapomniałaś? – uśmiecha się drwiąco.
Leże zdruzgotana. Mój oddech przyspieszył. Jeszcze raz spojrzałam an chłopaka.
W moich oczach krył się obłęd i frustracja.
-Co? - Shinobi zrobił
krok w moją stronę. Szybko wstałam i przybieram pozę obroną. Śmieje się. Marszczę
brwi. Wyciągam kunai i biegnę do niego. Uchyla się. Nie zamierzam się poddać.
Atakuje a on zwinnie się uchyla. Zdenerwowałam się. Uderzam go w kolano. Jęknął
i zachwiał się. Jednym ruchem wbiłam mu kunai w brzuch. Odskakuje ode mnie.
Dyszy i patrzy na mnie wściekły. Jednym ruchem wyciąga broń i rzuca na bok. Ściera stróżkę krwi z brody.
-Nie doceniałem Cię. – Uśmiecha się. Znika. Krzyknęłam, gdy
uderzył mnie w brzuch. Ląduje twardo na ziemi. Patrzę na zieloną trawę.
-Chyba nie myślałaś, że mnie zabijesz. Czyżbyś chciała się
zemścić? – mówi a ja nie odpowiadam. Czuję jak w oczach czają się łzy. – Wiesz co?
Tak naprawdę nie chciałem go zabijać. – Nawijał. – To właśnie Ciebie powinienem
zabić, ale…- milknie. Czuje jak gulda rośnie mi w gardle. – twój przyjaciel
mnie ubiegł. Błagał mnie. – Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Łzy ciekły po
policzkach. – Żeby Cię oszczędzić a sam chciał być ofiarą. No cóż zdziwiłem
się, ale jak bardzo chciał nie potrafiłem mu odmówić. Był bardzo
przekonywujący. – zauważyłam, że podszedł do mnie. Widziałam jego stopy tuż
przed twarzą. Uniosłam wzrok. Chłopak patrzył na mnie w ręku trzymał katanę. –
Ale wiesz co? – Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. – Chciał Cię
chronić za wszelką cenę. Za cenę swego życia. Tak jakby Cię Kocham. – Otwieram buzię. ‘Naraki
‘ –myślę. Lekko przeciera czoło po czym na jego ustach igra uśmiech.
-Czas umierać. – Unosi broń a ja zamykam oczy. ‘Naraki ty głupku’ – myślę. Słyszę cichą
melodię wiatru i ruch ostrza. Uśmiecham się lekko.
-Kocham Cię.
The End.
Koniec tej historii. Dziękuję wszystkich, którzy czytali i komentowali tego bloga.